Strony

piątek, 5 lutego 2016

ROZDZIAŁ 35

Przez całą drogę nic nie mówiłam. Ojciec nie zadawał pytań. Wiedział, jak ciężko mi było rozstać się z Dymitrem. Pamiętał nasze spotkanie w Rosji, kiedy byłam pewna, że go straciłam na zawsze. W domu wyznaczył jednego ze swoich strażników, na mojego opiekuna. Nazywał się Lary. Szybko zaniósł moje rzeczy do pokoju na górze, z widokiem na ocean. Tak, Abe ma wille nad brzegiem Pacyfiku. Gdy się rozpakowałam, zeszłam na kolację. W czasie, kiedy jadłam kurczaka ( Dymitr robił lepszego), do mojego ojca przyjechali karmiciele. Prawie zapomniałam, że wampiry potrzebują do przeżycia krwi.
Po obiadokolacji poszłam w końcu się umyć i spać. Tak jak oczekiwałam, zostałam wciągnięta do snu wywołanego mocą ducha.
Znalazłam się w dobrze znanym mi pokoju. Nagle upadłam i zostałam przywiązana do podłogi. Jednak szybko się podniosłam i zastosowałam tarczę. Nauczyłam się tego, po powrocie na Dwór. Osłaniała mnie przed atakiem mentalnym, skierowanym na moją osobę. Jednak nie chroniła mojego ciała i gdyby nie mój refleks, odezwała bym wazonem z tulipanem. Szybko zbudowałam wokół siebie mur i i tym razem, filiżanka rozbiła się metr przede mną.
- Brawo, mała dampirzyco. - naprzeciw mnie zmaterializował się Iwaszkow, z tym jego cwanym uśmiechem na twarzy, a ja zniosłam bariery.- A teraz powiedz mi, jak mogę ci pomóc?
- Czyli, że wiadomość dotarła.- uścisnęłam go.
Przed podróżą poprosiłam Abe'a, żeby wskazał mi najbardziej zaufanego strażnika. Nikogo pewnie nie dziwi, że owym jest Lary. Córeczka musi mieć najlepszego opiekuna, mimo że sama jest strażniczką. Poprosiłam go, żeby przekazał Adrianowi, że chcę się z nim spotkać w nocy.
- Mam do ciebie jedną prośbę.- zaczęłam.- Ściągnij tu Lissę, a ja zajmę się Dymitrem. Mamy kilka spraw do omówienia.
- A czy wy się czasem nie rozstaliście?
- Muszę z nim pogadać bez ryzyka, że ktoś nas podsłuchuje. Pomożesz mi czy mam to zrobić sama?
- No dobra. Ale musisz jakoś utrzymać połączenie ze swoim snem.
I już go nie ma. Połączenie. To stanowi pewien problem. Adrian, jako twórca snu, nie musi mieć łączności, ale ja tak. Zastanowiłam się. Już mam! Wspomnienia i miłość to największa więź. Nie wiem czy to zadziała, ale nie mam wyjścia. Jak nie spróbuję, to się nie dowiem. Pomyślałam o wszystkich tych, których Kocham, a przede wszystkim o Lissie i Dymitrze. Przede mną pojawiła się mała bańka. Wyświetlały się w niej wszystkie wspomnienia. Na chwilę, między mną a bańką, zaświeciła się srebrna niteczka- znak połączenia. Teraz do domu. Wyobraziłam sobie naszą sypialnię. Dymitr wiercił się i rzucał na łóżku. Co jakiś czas mówił moje imię. Weszłam do jego umysłu. Śnił o mnie, co nie zdziwiło mnie za bardzo. Były to różne momenty naszego wspólnego życia, zaczynając od pierwszego spotkania, przez akademię, aż do dzisiaj. Postanowiłam zakończyć jego cierpienie.
Obraz wokół nas zmienił się. W tedy Dymitr mnie zauważył. Podbiegłam do niego, lecz on się odsunął. 
- Dymitr, co się dzieje?- stanęłam ja wryta. 
- Mam tego dość. Nie chcę śnić o tym co już nie wróci.- w jego głosie usłyszałam ból, tęsknotę i cierpienie. Myślał, że to kolejna wizja jego wyobraźni.- Tęsknię za Tobą, ale jak tylko cię dotknę, obraz się zmienia. Chcę się już obudzić. Wole nie mieć cię wcale, niż tylko patrzeć.
- Spróbować zawsze można. Odwagi kochanie. Myślę, że tym razem będzie inaczej. Czyż byś się wahał?- tak, waha się.- Spokojnie, tym razem to naprawdę ja, a raczej mój umysł. Nie poznajesz miejsca?
Rozejrzał się uważnie do około. Oczywiście byliśmy w naszym miejscu do ćwiczeń- drewnianym domku, naprzeciw stacji benzynowej. Znowu spojrzał na mnie. 
-Roza, to ty?- jego oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu.
- Oczywiście, towarzyszu. W pełnej okazałości.
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo Dymitr rzucił się na mnie, a nasze usta spotkały się, w chyba najsłodszym i najbardziej namiętnym pocałunku świata. Zrobiło mi się gorąco.
- No towarzyszu,- powiedziałam z uznaniem, kiedy w końcu pozwolił mi na to.- Chyba będę musiała częściej tak znikać. Nie wiedziałam, że ktoś może tak dobrze całować. Naprawdę jesteś bogiem.
Uśmiechnął się cwanie, lecz zaraz dotarło do niego znaczenie tych słów. 
- To znaczy, że mnie nie zostawiasz?- spytał z nadzieją.
- To byłby największy błąd mojego życia. Nie tylko ty, nie możesz żyć sam. Jesteś moim światem.
W tym momencie koło nas pojawił się Iwaszkow z Lissą.
- Widzę, że ci się udało, mała dampirzyco.
- Cześć Rose.- Uścisnęła mnie przyjaciółka.- O witaj Dymitr. O co chodzi? Adrian powiedział, że masz do mnie ważną sprawę.
Zanim zaczęliśmy rozmawiać, usiedliśmy na kanapie z różnymi napojami. W kominku palił się ogień. 
Opowiedziałam im, co dokładnie stało się w śnie z Taszą i o kruku w naszej sypialni. Kiedy powiedziałam, że to ten sam, którego ożywiła kiedyś Lissa, moja przyjaciółka zrobiła się blada jak papier, a jej kubek spadł na podłogę. Zrozumiała aluzję równie dobrze jak ja. Istota naznaczona pocałunkiem cienia musi umrzeć. Wiktor powiedział, że świat zmarłych jeszcze się o mnie upomni. Jak na razie, uciekłam śmierci trzy razy. Obawiam się, że czwarty może się już nie udać. Podzieliłam się obawami z resztą. Dymitr oczywiście zaraz zapewniał, że nie pozwoli, żeby stało mi się coś złego. Cały on. 
-No dobra. Ale czegoś w ciąż nie rozumiem.- przyznał mój ukochany.- Co to było dziś wieczorem? Co ta szopka miała na celu i co ma z tym wspólnego kruk lub akcja Taszy z przed dwóch tygodni?
- Dymitr pomyśl. Tasza wiedziała, że jestem w ciąży, podrzucili nam tego kruka w dzień mojego powrotu, jeszcze dzisiaj dostałam list.- w mojej dłoni pojawiła się ta sama kartka, którą znalazłam na łóżku.- Nie wiem jak, ale oni nas szpiegują. Wiedzieli o tym, czego nikomu nie powiedzieliśmy. Musiałam to zrobić, żeby myśleli, że mnie nastraszyli. Niedługo pewnie przyjedzie Tasza, aby cię odzyskać. W tedy ją złapiemy i jeden problem z głowy.
- Ale dlaczego mi nie powiedziałaś? Mogłaś poczekać do jutra. Wiesz, jak ja cierpiałem?
- Przepraszam kochanie.- złapałam go za rękę.- Nie mogłam czekać. Ona dała mi czas do jutra. Poza tym, gdybyś wiedział, że to tylko tak na niby, nie zachowywał byś się naturalnie. Mogliby zacząć coś podejrzewać. A tak dostali czego chcieli.
- No dobra.- Lissa już trochę ochłonęła.- A co z Robertem? Przecież to on jest największym problemem.
- Trzeba go znaleźć. On jest słaby, dlatego atakuje za pomocą ducha. W realnym świecie szybko go pokonamy i złapiemy.
- Zaangażuję wszystkich, którzy się tym zajmują.- ożywiła się moja przyjaciółka.- Zapłaci za wszystko.
Cieszyłam się, że morojka chce nam pomóc, ale zaniepokoiła mnie nuta nienawiści i wrogości w jej głosie. Może też trochę szaleństwa. Rozumiem, jest wściekła na niego. Ja też, ale dla mnie to normalne. U niej taki ton słyszałam bardzo rzadko. Kiedy była tak zła, że mrok, wywołany duchem przejmował nad nią kontrolę. Ostatni raz widziałam ja w takim stanie na początku wiosny tego roku, gdy torturowała Jessego. W tedy wzięłam jej szaleństwo na siebie. Tak naprawdę, to dzięki temu, Dymitr miał okazję wyznać mi miłość i po tym przeżyłam swój pierwszy raz. Odkąd nie mam więzi z Lissą, nie mogę zabierać od niej negatywnych skutków ducha. Przed koronacją zapewniała mnie, że poradzi sobie z tym, ale w tym momencie zwątpiłam w to. Martwiłam się o nią.
- To kiedy do mnie wrócisz?- przerwał moje rozmyślanie Dymitr. To urocze, że już za mną tęskni. Jednak nie wszyscy są tego samego zdania.
- Coś taki nie cierpliwy, Bielikow?- zaśmiał się drwiąco Adrian.- Może jak pobędziesz sam, docenisz jakie masz szczęście i może nie pozwolisz jej drugi raz odejść. Szkoda stracić takiego anioła, co nie.- domyśliłam się, ze w jego szklance, nie ma wody, tylko jest wódka. I że trochę już jej wypił.
- Zamknij się Adrian. Co ty wiesz o stracie?- bronił się mój ukochany.
- Uwierz mi, wiem dużo. Ja nigdy jej nie odrzuciłem, a mimo to, wybrała ciebie. Gdyby nie ten głupi Robert, teraz to ja byłbym na twoim miejscu.
Wiedziałam, że nie wybaczył mi do końca, ale to co powiedział było przesadą. Musiałam wkroczyć, bo robiło się niebezpiecznie. 
- Adrian dosyć. Kochanie, nie przejmuj się tym co on plecie. Jest pijany. - znowu zwróciłam się do Iwaszkowa. - A tobie radzę uważać. Przypominam, że mam na koncie więcej strzyg niż połowa Dworu razem wzięta. Może cię nie zabiję, ale mogę lekko zabarwić twoją buźkę. I gwarantuję, że zejdzie ci ten uśmieszek z twarzy.
Jego uśmieszek już zszedł. Oto prawdziwa Rose Hathaway. Ze mną się nie zadziera. Adrian patrzył na mnie ze strachem. Wiedział, że nie żartuję. Po chwili padł mi do stóp i zaczął przepraszać, kłaniać się, wysławiać mnie, jaka to nie jestem cudowna i w ogóle robić z siebie większego debila niż był w rzeczywistości. Ciekawi mnie, jak by się zachowywał, po litrach rosyjskiej wódki. Myślę, że ten trunek zawalił by go z nóg, po jakichś dwóch flaszkach. Wiem co mówię, piłam ją podczas wizyty w Bai. Nie wiem, jak Dymitr mógł codziennie pić tego trzy butelki i mieć rano siłę odwiedzić mnie w szpitalu. Bo przycisnęłam go i wyznał, że właśnie tyle pił. 
Patrzyłam na popisy moroja z triumfem i wyższością. Do moich uszu dotarł śmiech Lissy. Po prostu, turlała się po podłodze, nie mogąc przestać się śmiać. Ale, kiedy spojrzałam na ukochanego, przeszła mi ochota na podziwianie tego przedstawienia.
- Dobra dosyć Iwaszkow. Teraz kłaniaj się Lissie i przepraszaj ją za to, jakim byłeś idiotą w ferie zimowe.- tak też zrobił.
Przyjaciółka została przyczepiona do podłogi, wybuchami śmiechu. Chwilę na to patrzyłam, po czym pociągnęłam Dymitra za rękę i wyszliśmy na dwór. Ukochany nie opierał mi się. Chyba potrzebował pobyć ze mną, sam na sam. 

ROZDZIAŁ 34

Wybaczcie, że tak późno. Wcześniej nie było mnie w domu. Wiem, że wiele osób będzie chciało mnie zabić ( pewnie pierwsza będzie Mańka). A tak po za tym, życzę miłego czytania i komentowania. Błagam oszczędzicie mnie.  :-*
________________________________________
Siedziałam w komnacie Lissy razem z królową i Mią. Ustalałyśmy szczegóły ceremonii ślubnej. Zaczęliśmy ode mnie.
- Na druhny chciałabym wziąć Jill, Sonię, Sydney i siostrę Dymitra, Wiktorię. Trzeba tylko je poprosić. Myśleliśmy, żebym obrączki ślubne niósł Pawka, siostrzeniec Dymitra.
- Ja zajmę się salą, kościołem i wieczorem panieńskim.- stwierdziła Lissa.- A kogo Dymitr chce na świadka?
- Michela. To jego najbliższy przyjaciel na Dworze.
Spojrzałam na kartkę z rzeczami do przygotowania, którą zrobiła królowa. Druhny, świadkowie. Następne punkty to ubranie i poczęstunek
- Suknie później uszyją dla was krawcowe z Dworu. Tort upiecze najlepszy kucharz, a buty zrobi szewc.- przyjaciółka odhaczyła kolejno punktu.
- Dymitra ucieszą róże. Najlepiej czerwone, ale ja sama chcę mieć białe. 
- A gdzie robimy wesele?- wtrąciła Mia.
- Mówiłam, że to ja załatwię. Wy tylko wybierzcie sobie imicz.- uśmiech nie z chodził z twarzy starszej morojki.
-Okey.- zgodziła się druga panna młoda.- To ja na druhny wezmę. Hymn... jakieś propozycję.- i tu zaczął się problem.
Nie miała poza nami, nikogo tak blisko zaprzyjaźnionego. W akademii trzymała się osób, które robiły ją popularną. Ale nie wzięła by ich na druhny. 
- Hej, a może Jill i Sonia będą twoimi, a Sydney i Wiktoria moimi.
- Na prawdę chcesz mi je oddać?- spytała z niedowierzaniem. 
- Jeśli się zgodzą.
- Dziękuję!- morojka rzuciła mi się na szyję.
- No dobrze.- przerwała te czułości nasza królowa.- A co ze świadkami?
- Mason chciał poprosić Eddiego, a ja poproszę moją kuzynkę z Włoch, Clarie. 
- To świetnie. Chętnie poznamy twoją rodzinę.- uśmiechnęłam się promiennie.
- Oczywiście.- Liss odwzajemniła uśmiech.- Trzeba jeszcze wysłać zaproszenia.
- Zaproszenia na ślub dampirów i morojki z nie arystokratycznej rodziny, od samej królowej. Nikt nie odważy się odmówić.- zaśmiałam się, a dziewczyny zawtórowały mi.
Gadaliśmy tak jeszcze jakieś pięć godzin. Dopracowałyśmy każdy szczegół uroczystości. Lissa pokazała nam z 20 wzorów zaproszeń, 70 rodzajów kwiatów i 40 różnych tortów. Nie wiem jakim cudem, ale udało nam się to wszystko przez trzy godziny. Resztę czasu zajęło nam wybieranie ubrania. Co to było?! Królowa pokazała nam zdjęcia dokładnie 183 sukien z których mogłyśmy wybierać, coś zmieniać lub wzorować się na nich i zrobić własną. To było czyste szaleństwo. Ale miło było spędzić z nimi czas. Nie wiem, kiedy znowu będziemy miały chwilę, żeby za sobą pobyć.
Właśnie wróciłam do domu. Dymitra nie było. On kończy warte za jakąś godzinę. Chciałam trochę się odświeżyć, więc poszłam do łazienki. Lecz, kiedy przechodziłam przez sypialnię, w oczy rzuciła mi się kartka na łóżku. Myślałam, że to od Dymitra. Jednak pomyliłam się.

Droga Rose.
Mam nadzieję, że wczorajszy prezent ci się podobał. To dopiero początek. Zniszczę ci życie, chyba że oddasz mi Dimke. Masz ostatnią szansę. Jeśli tego nie zrobisz, nawet on nie uratuje waszego dziecka. I lepiej bądź rozsądna, chyba że chcesz wrócić do szpitala.
R.D. i T.O.

No tak, mogłam się spodziewać, że to ich sprawka. R.D i T.O- Robert Doru i Tasza Ozera. Zaczynam sądzić, że Christian jest, chyba jedynym nie szkodliwym z tego rodu. Co ja mam zrobić? Nie chcę stracić Dymitra. Ale i dziecko jest dla mnie ważne. Następnego możemy nie mieć. W sumie, to nie wiemy, na czym polega ta magia. Ale, nawet jeśli możemy mieć więcej, to im też będą grozić. Nie mogę na to pozwolić. Chcę, żeby mój ukochany i dziecko byli bezpieczni. Pozostaje mi tylko jedno wyjście. Chwyciłam telefon i wybrałam numer. Po trzech sygnałach usłyszałam głos ojca. 
- Rose, coś się stało?
- Nic, tylko... Tato? Mogę u ciebie zamieszkać na kilka dni?
- Oczywiście kochanie. A co pokłóciłaś się z Bielikowem. Bo jeśli on cię skrzywdził...
- Nie!- przerwałam, bo w wyobraźni już widziałam, jak wyciąga strzelbę.- To nie jego wina. Wytłumaczę ci, jak się wprowadzę, jeśli obiecasz, że to zostanie między nami.
- No dobra. A kiedy będziesz gotowa?
- Za jakieś półtora godziny spotkajmy się w garażu.
- Okey, to do zobaczenia. 
- Pa.- Rozłączył się, a ja zaczęłam się pakować. Byłam gotowa godzinę później, ale chciałam zaczekać na Dymitra. Nie wiem jak ja mu to powiem. Tak bardzo się cieszył. Ze ślubu i dziecka. A teraz zostanie sam, ale to jedyne wyjście, żeby dali nam spokój. Przynajmniej Tasza. Robert ma pewnie inny pomysł na zemstę. Ten plan nic mu nie daje, poza tym, że oddziela nas. Ale jeszcze ich dorwę. Zapłacą za rujnowanie mi życia. Z Rose Hathaway się nie zaczyna, a tym bardziej z osobami, które kocha. Tasza przekona się o tym pierwsza, kiedy Dymitr ją odrzuci i może odda w ręce strażników. Roberta też da się znaleźć. On strasznie się wywyższa, bo myśli, że jak wejdzie komuś do głowy, to jest niepokonany. Ale w realnym świecie jest niczym. 
Moje przemyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. 
- Hej, już jestem.- Dymitr podszedł i pocałował mnie. Zauważył, że coś jest nie tak.- Roza, co się dzieje?
- Dymitr, ja muszę odejść. - poczułam pieczenie pod powiekami. Dymitrowi zrzedła mina.
- Nie rozumiem. Roza, czy ty chcesz mnie zostawić?- jego oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem. Te cudne oczy, które tak bardzo kocham. - Nie rób mi tego. Czy ja coś zrobiłem nie tak? Obiecuję, że się poprawię. - w jego głosie wyczułam panikę. Nie wiedział co mną kieruje. 
- To nie twoja wina. Po prostu tak będzie lepiej. 
- Dla kogo?
- Dla ciebie i dziecka. Będziecie bezpieczni. Może ułożysz sobie życie z Taszą.
- Wiesz, że to nie prawda. Nikogo nie będę kochał, tak jak ciebie. Nie mogę bez ciebie żyć. Dlaczego to robisz? Chodzi o groźbę Taszy? Nie przejmuj się nią. Nie pozwolę, żeby coś się wam stało.
- Dymitr, nie utrudniaj tego, co i tak nie jest proste. To moja decyzja i nic mnie nie przekona.- głos mi się łamał, ale nie pozwoliłam kroplą spływać na policzki.- Przepraszam, ale muszę. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. I mam do ciebie prośbę. Powiedz jutro Lissie, że ślubu nie będzie.- na jego twarzy malowała się rozpacz.
Jego całe życie odchodzi. Wiem, że bardzo cierpi, ale nie mam innego wyjścia. "Dla niego i dziecka" powtarzałam sobie.
- Dymitr, bądź silny. Nie chcę, żebyś zaniedbywał obowiązki z mojego powodu.
- Pocałuj mnie. Ten ostatni raz, chce poczuć to uczucie, które zapamiętam na zawsze.- zdziwiło mnie to, ale sama nie mogłam wyjść bez tego.
Potrzebowałam go jak powietrza. On mnie też. Jednak najważniejsze jest bezpieczeństwo jego i dziecka. Podszedł do mnie i nachylił się. Nasze wargi spotkały się w długim i namiętnym pocałunku, pełnym miłości, rozpaczy i tęsknoty. Już za nim tęskniłam. W końcu, niestety, pocałunek się skończył. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy.
- Ja tiebia liubliu Roza.- szepnął mi do ucha.
Aż za dobrze znałam ich znaczenie. Kocham Cię Roza. Tym razem nie udało mi się powstrzymać łez. Mokre krople spływały mi po policzkach.
- Wybacz mi. I nie szukaj mnie.
Otarł moje łzy kciukami, unosząc delikatnie moją twarz do góry. Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam krople. Po raz pierwszy widzę, żeby Dymitr płakał.
- Żegnaj.
Odsunęłam się, wzięłam walizki i wyszłam, nie oglądając się za siebie. Wiedziałam, że gdybym to zrobiła, nie mogłabym odejść.