Strony

piątek, 30 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 356

Dni mijały szybko, ale Dymitr robił wszystko, aby nie były monotonne. Często wymyślał albo jak pozbyć się dzieci na całą noc, albo coś dla całej rodziny. Gdy ojciec oddawał nam nasze dzieci, dowiedzieliśmy się czegoś o pierwszym chłopaku Oleny.

- Jest strażnikiem w Akademii św. Baltazara.- zaczął staruszek.- Miał w życiu dwie kobiety. Pierwszej nie udało nam się zidentyfikować, a druga to jego przyjaciółka Olga. Znali się z dzieciństwa. Dwadzieścia lat temu chodził na dziwki, ale nigdy nie wchodził do pokoju z tą samą. Jakby chciał wypróbować wszystkie. Po przejściu wszystkich agencji i ulicznych pań do towarzystwa w większych miastach Syberii, przestał i oddał się służbie w szkole. Później nie miał żadnych kobiet, ani nie uprawiał sexu. Planowana przyszłość: służba. Wszystko o co prosiłaś. Numer buta też ci podać?- spytał drwiąco.
Obok leżała rozpiska uczniów, harmonogram dnia, dieta i cale drzewo genealogiczne ze szczegółową rozpiską każdego członka jego rodziny.
- Nie podoba mi się, zwłaszcza te chodzenie na dziwki.- mój ukochany zacisnął dłonie.
- A mnie interesuje, czemu to robił.- zastanowiłam się.- Wątpię, że dla przyjemności, bo by chyba nie przestał, tylko dlatego, że skończyły mu się miejsca. Ale nie mogę tego rozgryźć.

Tak to mniej więcej wyglądało. I teraz szliśmy na spotkanie z nim w barze dzień drogi od nas. Nie narzekam, bo on musiał przelecieć pół świata. Ja kierowałam, bo mój ukochany był z lekka podenerwowany. Miałam na sobie elegancką, czerwoną sukienkę. Nie planowałam ją ubierać, ale Dymitr uznał, że ładnie mi w niej, więc się zgodziłam. Pozwoliłam mu się zdrzemnąć, ale czas wstawać.
- Towarzyszu.- dotknęłam jego nogi i lekko w nią poklepałam.
Oczywiście spał czujnie i szybko się obudził.
- Co... co się dzieje?- rozglądał się dookoła.
- Zaraz będziemy na miejscu, więc się jakoś ogarnij.- powiadomiłam.
Ukochany wyciągnął ze schowka grzebień, rozpuścić włosy i je rozczesał.
- Musisz je wiązać?- spytałam z żalem.
- Tak mi wygodniej.
- I widać twoje tatuaże.- zauważyłam.
- Jakby było się czym chwalić.- westchnął.
- Każda zabita strzyga, to uratowana dusza.- pocieszyłam go, parkując przed restauracją.- Gotowy?
- Nie, ale albo teraz, albo nigdy.- westchnął.
Wyłączyłam silnik i już chciałam wyjść, gdy strażnik pojawił się obok i podał mi dłoń. Skorzystałam z jego pomocy i poszliśmy do środka. Podprowadził mnie prosto do recepcji. Ucieszyłam się, gdy zamiast plastikowej lali zobaczyłam mężczyznę po czterdziestce w garniturze.
- Dzień dobry.- powiedzieliśmy równo.
- Witam, w czym mogą pomóc?- mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie.
- Mamy...- odezwaliśmy się jednocześnie, a później na siebie spojrzeliśmy, śmiejąc się.
Mąż oddał głos mi.
- Mamy tu rezerwację na dzisiaj. Na nazwisko Bielikow.- uwielbiam to mówić.
- Dobrze, już sprawdzam.- założył okulary i wzrokiem podążał za palcem po wielkiej księdze.- A tak. Na godzinę 18. Proszę za mną.
Zaprowadził nas do stolika w kącie. Stały przy nim trzy krzesła. Jedno było już zajęte. Mężczyzna odszedł, a my przywitaliśmy się z naszym gościem.
- Iwan Gusewa.- podał nam dłoń.
- Dymitr Bielikow.- mój ukochany patrzył na niego z pod przymrużonych powiek.- A to moja żona.- wskazał na mnie.
- Rose Hathaway-Bielikow.- podałam mu dłoń, którą ucałował.
Wszyscy usiedliśmy przy stole i po chwili złożyliśmy zamówienie. Powinniśmy zacząć rozmowę, ale chyba nikt z nas nie wiedział od czego.
- A więc jesteś synem Oleńki?- ciszę przerwał dampir.
- Tak.- odpowiedział krótko Rosjanin.
Westchnęłam.
- Wspaniała kobieta.- mężczyzna się rozmarzył, ale w jego oczach był smutek.
- To czemu ją zostawiłeś.- przeszłam do konkretów.
- Ech... to trudna sprawa. Nie chciałem jej skrzywdzić. To wszystko przez Olgę. Była we mnie zakochana, ale ja kochałem Olenę. Ona była zazdrosna. Szantażowała mnie kompromitującymi zdjęciami. Miałem raz... załamanie. Zrobiła mi zdjęcia, jak byłem kompletnie pijany. Nie chodziło o reputację. Bałem się, co pomyśli o mnie Olena. Chciałem, bałem się, że nie wytrzymam, jeśli ona mnie zostawi.
- Więc zrobiłeś to sam?- bardziej stwierdził mój mąż.
- Tak.- spuścił głowę.- Ale to zmieniło się dwadzieścia lat później. Byłe wolny i zacząłem jej szukać.
- Dlatego chodziłeś po dziwkach?!- spytałam, zanim ugryzłam się w język.
- Skąd o tym wiecie?- przyglądał mi się uważnie.
- Mamy swoje źródła.- warknął strażnik.- I to raczej nam należą się wyjaśnienia.
- Dobrze.- poddał się Iwan.- Z żadną nie spałem. Chciałem tylko sprawdzić, czy to nie Olena, choć niektóre próbowały zatrzymać mnie siłą. Obiecałem wierność mojej ukochanej i ją dotrzymałem.
Przyznam, tym mi zapunktował. Dymitrowi chyba też, po lekko się uśmiechnął.
- Najważniejsze pytanie.- pochylił się do przodu.- Kochasz ją?
- Oczywiście.- żachnął się.- Inaczej bym jej nie szukał. Zanim do mnie zadzwoniliście, nie miałem już nadziei. Wprawdzie słyszałem o was, bo kto nie słyszał, ale sądziłem, że to tylko zbieg okoliczności. Nie wiedziałem, co się stało z Oleną. Szukałem jej wszędzie.
- Oprócz w małej, syberyjskiej wiosce Bai.- zauważyłam.
- Bai?!- otworzył szeroko oczy.- Przecież tam mieszka Mark. Czemu mi nie powiedział? Wiedział jak bardzo się kochaliśmy. Jak bardzo nas to bolało.
- Może dlatego.- podsunęłam.- Olena wciąż się nie pozbierała.- widziałam, że moje słowa go zabolały.- Mam dla ciebie propozycję...

czwartek, 29 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 355

Przy kolejnej pobudce głowa już mnie nie bolała. Ale i tak nie chciało mi się wstawać. 
- Rose, wstawaj wreszcie. - niecierpliwił się strażnik.- Za dwie godziny zaczynamy wartę, co daje ci półtora godziny na wyszykowanie.
- I dodatkowe pięć minut snu.- dodałam, chodź nie wiem, czy usłyszał, bo moje słowa stłumiła poduszka.
Usłyszałam ciche westchnienie i oddalające się kroki. Uśmiechnęłam się do siebie i starałam na nowo zasnąć. Ale zanim to zrobiłam, dobiegł mnie tupot małych nóżek i poczułam na sobie ciężar.
- Dzień dobry, Rose.- zawołała wesoła Lili.
- Za jakie grzechy?- mruknęłam, chowając się głębiej pod kołdrę
- A czemu nie było Cię dzisiaj na treningu?- spytała.
- Bo spałam.
- A czemu jesteś jeszcze w łóżku?
- Mieliśmy wczoraj męczącą noc.
-Naprawdę?! Ja i Jess też. Malowałyśmy się, ubierałyśmy, trochę tańczyłyśmy i zajadałyśmy się słodyczami. Jej mama dała nam obiad i po raz pierwszy widziałam karmicieli. Wiesz, że to są prawdziwi ludzie? Moroje piją z nich krew, ale ich nie zabijają. A później się bawiłyśmy w różne gry. A wy?
Chciało mi się śmiać. Ona jest taka urocza i pełna pozytywnej energii.
- Cóż, nasza noc wyglądała podobnie. Też trochę piliśmy, tańczyłyśmy i się bawiliśmy po całym domu. A teraz to odsypiałam i zbierałam siły na nocną wartę.
- To w nocy strażnicy też pracują?- zdziwiła się.
Wynurzyłam się z mojego ukrycia i spojrzałam na nią.
- Musimy być gotowi i czujni o każdej porze dnia i nocy.- powiedziałam z powagą, po czym odwróciłam się na plecy, patrząc w biały sufit.- To, że strzygi nie mogą wychodzić na słońce, nie sprawia, że jesteśmy bezpieczni. Mogą przysłać ludzi lub ktoś przywieźć je w samochodach z przyciemnianymi szybami.
- Nasze auto ma przyciemniane szyby.- zauważyła, z niepokojem.
Spojrzałam na nią z uśmiechem.
- To prawda, ale nie przewozimy w nim strzyg.- zachichotałam.- To są auta dla morojów, bo im słońce mniej szkodzi, więc takie szyby wystarczą do ochrony. Za to strzygi mają o wiele ciemniejsze tak, że nie wiesz, czy jest noc, czy dzień.
- Skąd wiesz?- spytała ciekawa.
- Gdy Dymitr był strzygą, przetrzymywał mnie w pokoju z takimi szybami. One palą się pod wpływem najmniejszego promienia słonecznego i potrzebują solidnej ochrony.
- A teraz wstaniesz?- spytała Lili
- A więc to tak.- w sekundę się przewróciłam tak, że znalazła się pode mną.- Jesteś w zmowie z moim mężem. Spiskujecie przeciwko mnie.
Chwilę patrzyła na mnie przerażona, ale ja zaczęłam ją łaskotać. Mała śmiała się w głos, a ja dziękowałam w duchu, że ukochany ubrał mnie w swoje bokserki i koszulkę. Lubię chodzić w jego ubraniach. Pachniały tak... no nim.
- Ju... już wystarczy!.... Proszę.... poddaję się...- krzyczała przez śmiech.
Przestałam, a ona to wykorzystała i wybiegł na korytarz, wołając "Złap mnie, jeśli potrafisz!", więc ja wyrwałam za nią. Nasz bieg skończył się w salonie, ze stołem między nami. Gdy biegam w jedną stronę, ona w drugą. Przeskoczyłam przez stół w momencie, gdy Rosjanin wszedł do salonu. Lili pobiegła i się za nim schowała.
- Ratuj! Ona chce mnie załaskotać na śmierć.- udawała przerażenie.
- Ona zaczęła.- broniłam się.
- To jego wina.- wskazała na swojego obrońcę, co było jej błędem.
Strażnik zmarszczył brwi i uśmiechnął się cwanie. Oboje ruszyliśmy do małej, a ona cofała się, ale wciąż ze śmiechem. Zatrzymała się na ścianie. Upadła i skuliła się na "żółwika". Bielikow na migi mi pokazał co chce zrobić, ale nie musiał zbytnio się wysilać, bo rozumieliśmy się bez słów, a sama też wpadłam na ten pomysł. Szybko poleciałam na górę i w łazience nalałam do wanny cieplej wody. Po chwili przyszedł Dymitr, niosąc naszego żółwika. Mała widząc co kombinujemy, chciała uciec, ale było za późno. Po chwili wpadła z pluskiem do środka. W ubraniu. Zaczęliśmy się śmiać, za co dziewczynka ochlapała nas wodą. Po chwili dołączyła do nas suczka i na środku łazienki otrzepała się z błota.
- Bianka!- ja i mój mąż patrzyliśmy na nią z niedowierzaniem.
Te jednak nic sobie z tego nie robiła i oparłszy przednie łapy na brzegu wanny zaczęła lizać Lili.
- Okey. Każdy z nas ma teraz pięć minut na kąpiel.- zarządził strażnik.- Lili się rozbiera, Rose przyniesie ci piżamę i później sama się wykąpiesz Skarbie.- popatrzył na mnie czule.- A ja w tym czasie umyję tą błotniarkę.
- I dom, tam gdzie nabrudziła.- dodałam.
- Czemu ja?- oburzył się Rosjanin.- To jej pies.
- Ale ty się podjąłeś posprzątać ją, to posprzątaj do końca.
Zrezygnowany wyszedł, wołając za sobą suczkę. Ja poszłam do pokoju siostry i znalazłam w łóżku jej ubranie na noc. Pod poduszką miała też pamiętnik. Byłam ciekawa co tam pisze, ale zmogłam w sobie chęć przejrzenia go. Teraz będzie mnie to prześladować. Zapukałam do łazienki.
- Proszę.- odpowiedziała, a ja weszłam.
Na powierzchni wody unosiło się z pół metra piany, a wszędzie latały banki mydlane.
- Masz tu piżamę.- oznajmiłam, kładąc ubrania na pralce.
- Rose, umyjesz mi głowę?- poprosiła.
- Jasne myszko.
Zajęło mi to piętnaście minut. Po drugim myciu nałożyłam jej odżywkę.
- To teraz sama pójdę się umyć, bo zaraz Dymitr będzie mnie poganiał, że musimy wychodzić.- pocałowałam ją w czółko i wyszłam.
W pokoju już czekał Bielikow w samych bokserkach.
- Ale bym się na ciebie rzuciła Towarzyszu, gdyby nie fakt, że nie możemy.
- Wiesz, nikt nam nie zabroni. A kolejne takie małe bobo brzmi kusząco.
- Nic z tego. Naprawdę nie wystarczy ci dwójka.- zdziwiłam się.
- Wiesz, Roza, uświadomiłem sobie, że nie chodzi mi o ilość dzieci.
- A o co?- przekrzywiłam głowę i zmrużyłam oczy.
- Lubię się tobą opiekować.- dotknął czule mojego policzka.- Chora być nie możesz, a jakakolwiek twoja rana bolałaby mnie bardziej niż ciebie. No to zostaje ciąża.- wzruszył ramionami, zbliżając się do mnie niebezpiecznie.
Przymknął oczy i był ustami tuż tuż, przed moimi.
- A ty znajdziesz w ciążę?- spytałam.
Zatrzymał się nagle i odsunął marszcząc brwi.
- Nie?- odpowiedział niepewnie, zbity z tropu.
- To jesteśmy kwita.- wzięłam bieliznę i skierowałam się do łazienki.- Jak chcesz to możesz dołączyć, ale pod warunkiem, że nie będziesz dążyć do żadnych bonusów.
W środku rozebrałam się, spiełam włosy i weszłam pod prysznic. Nie musiałam długo czekać, aż poczułam na biodrach zwykle ciepłe ręce, teraz chłodne w porównaniu z moją rozgrzaną od wody skórą.

wtorek, 27 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 354

Zabawa była przednia. Nie żebym wiele z niej pamiętałem, bo teraz leżę naga w łóżku z pękającą głową i ani jedno, ani drugie mnie nie dziwi. Ale odpadłam gdzieś tak po pięciu drinkach, a każdy coraz mocniejszy, co jest dobrym wynikiem, jako że nie piłam przez ponad rok. Jeśli cała impreza była taka jak jej początek, to nie schodziliśmy z parkietu na dłużej niż złożenie zamówienia i skonsumowanie go. Nie mam pojęcia. Nic nie pamiętam, oprócz tego, że rano miałam ochotę popełnić samobójstwo, byle tylko nie czuć bólu. No dobra. Aż tak zdesperowana nie byłam.
- Ooooo..... moja głowa.- jęczałam od jakiś dziesięciu minut.
Po chwili w pokoju pojawił się Dymitr z tacą kanapek.i dwoma kubkami. Wystawiłam do niego ręce, a on mi podał jedno naczynie. Dziękuję Moroją, że dzień jest w nocy. Duszkiem wypiłam cały leczniczy wywar, wynająć w myślach miłość Olenie na sto różnych sposobów i oczywiście mojemu mężowi na tysiąc, że pomyślał o mnie, biednej i skacowanej. Gdy ja piłam, on usiadł na łóżku i przytulił mnie, całując czule czubek mojej głowy. W jego gestach było tyle delikatności, troski i uczucia, że się rozpływałam. Piłam bardzo zachłannie, dopóki się nie zachłysnęłam. Ale po kilku uderzeniach w plecy doszłam do siebie i się uspokoiłam.
- Ostrożnie Roza, nie chciałbym cię stracić po takiej nocy.- szepnął mi do ucha.
- Weź mnie nie dołuj. Nic nie pamiętam. Mam nadzieję, że chociaż się zabezpieczyłeś.
- Jasne. Nie jestem aż tak nieodpowiedzialny. Specjalnie jechaliśmy do drugiego miasta, gdzie był otwarty choć jeden sklep. A nie było to łatwe, jako że przez całą drogę dobierałaś się do mnie.- zaśmiał się, ale przestał, gdy skrzywiłam się z bólu.- Przepraszam.- przycisnął mnie jeszcze bliżej siebie i znowu pocałował w głowę.
- Nie chodzi o to, że jesteś nieodpowiedzialny, bo cię znam, a o twoją upartość. Wiem jak bardzo chcesz mieć kolejne dzieci.
- Nic na siłę Roza. Poczekam.- odpowiedział miękko.
Po opróżnieniu całego kubka, poczułam się o wiele lepiej. Może nie jak nowo narodzona, ale jakbym nie przespała pół nocy, co zapewne jest winą tego pana za mną. Blog oparłam się o jego tors i przymknęłam oczy.
- Lepiej?- spytał.
Pokiwałam głową i zmusiłam się do podniesienia powiek.
- Co się wczoraj działo?
- Powiem Ci jedno. Masz szczęście, że Lili nocowała u Jessicy. Zaczęłam mnie już rozbierać, gdy zatrzymałem samochodów. Ale jakoś udało mi się przekonać cię, żebyś zaczekała, aż wejdziemy do środka. Zrozumiałaś to aż zbyt dosłownie. Nasze rzeczy poleciały już na przedpokoju. Pierwszą rundę zrobiliśmy sobie na sofie w salonie i ty uznałaś, że chcesz spróbować wszędzie. Więc następny był stół w jadalni, później blat w kuchni, łazienka na dole, przy kominku w pokoju z herbami, na schodach, na biurku w mojej pracowni, pod prysznicem i w końcu doszliśmy do łóżka. A i tu na jednym razie się nie skończyło. Całkowicie cię nie poznawałem. Myślałem, że będę mieć na zapas całe pudełko, ale nic z niego nie zostało. A mówisz, że to ja jestem niewyżyty.- zastał się
Poczułam pieczenie na policzkach i zrozumiałam, że musiałam się zarumienić. Wręcz spaliłam się ze wstydu i ukryłam twarz w dłoniach. Boże, co się ze mną działo?! Nigdy więcej alkoholu. A przynajmniej nie w takich ilościach. O matko! Gdyby nie fakt, że to Dymitr, najchętniej zapadłabym się pod ziemię. A może dlatego, że on, chcę to zrobić jeszcze bardziej.
- Ej,- zabrał moje ręce i spojrzał mi w oczy. Dopiero teraz zauważyłam, że mnie odwrócił przodem do siebie.- nie masz się czego wstydzić, a tym bardziej kogo. To naturalne u ludzi.
- Sex dziesięć razy pod rząd?- spytałam z po wątpieniem.
- Tak, jeśli sprawia ci to przyjemność. A mi wczoraj było bardzo przyjemnie.- przytulił mnie i pocałował w szyję.- Więc nie masz się czego wstydzić. Wszyscy pragniemy szczęścia i lgniemy do tego, co nam daje przyjemność. Dla jedynych to słodycze, dla innych alkohol, a dla nas nasza miłość. W każdej postaci.
- Masz rację. Nie powinnam się tego wstydzić.- powiedziałam pewnie.- Co nie zmienia faktu, że mnie wymęczyłeś. Ile spałam?
- 5 godzin? Gdzieś koło tego.
- O nie.- ległam się znów na poduszkę.- Dobranoc.
- Nie ma mowy.- wstał i zapalił światło, a ja ukryłam się pod kołdrą.- Patrz jaki piękny dzień.
- Jestem niewyspana. Nic dla mnie nie ma prawa być piękne.- mruknęłam.
- A ja?- poczułam, że łóżko po drugiej stronie się ugina.
- Na razie jesteś irytujący.
- O nie!- udał przejęcie.- I jak ja teraz będę z tym żył.
- Ale to może się zmienić, jeśli dasz mi jeszcze z pięć godzin spania.
- Okey.- uśmiechnęłam się, przytulając poduszkę.- Pod warunkiem, że zjesz śniadanie i chociaż zmyjesz makijaż, bo będą cię potem oczy piekły.
- Cholera!- zerwałam się jak opatrzona, co nie było zbyt mądre, bo zakręciło mi się w głowie.- Spadam.
- Mam cię.- ukochany szybko pojawił się obok mnie i uchronił mój tyłek od spotkania z podłogą.
Podniósł mnie jak pannę młodą i zaniósł do łazienki. Gdy a się zmywałam, on napełnił wannę gorącą wodą. O tak. To jest to co chcę. Po skończeniu, chciałam podejść do strażnika, ale każdy krok wywoływał ból w dolnej części mojego ciała.
- Bielikow, coś ty ze mną zrobił?- spytałam z pretensjami.
- O co chodzi?- ledwo powstrzymywał śmiech.
- O to, że nie mogę chodzić.
- Chodź tu pingwinku.- podniósł mnie i razem weszliśmy do wanny.
- Za tego pingwinka czeka cię kara.- uświadomiłam go.
- Ale to tak słodko brzmi. Nie chcesz być moim pingwinkiem?
- Mogę być kim chcesz, tylko mnie kochaj.- oparłam się o jego tors i zamknęłam oczu.- I daj mi spać.
Poczułam wibracje, gdy się zaśmiał. Po chwili zaczął mnie myć. Chciałam mu się odwdzięczyć, ale nie miałam sił. Ciepło wpływało na mnie kojąco, łagodząc ból i moje powieki nawet nie myślały się podnieść. Kilka razy zamruczałam z przyjemności, ale nawet odezwać się nie miałam ochoty. Wolałabym tak leżeć w nieskończoność. I nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.

ROZDZIAŁ 353

Po pysznym obiedzie, przyszedł czas na deser. Przede mną stał pięknie przystrojony talerz z trzema lukrowymi liliami w papierku do babeczek, dzięki którym sprawiały wrażenie kwiatów w doniczkach.
- O mój Boże! Wy to zrobiliście.- nie przestają mnie zadziwiać.- Aż szkoda mi to zjeść, takie piękne.
- Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej.- zażartował mój mąż.
Ale ja to uznałam za wspaniały pomysł i wyciągnęłam komórkę. Mina strażnika: bezcenna.
- Dalej nie wiem, czy to zjem. Zdjęcie nie oddaje tego piękna.
- No wiesz co?! Mojego nie zjesz?! Obrażę się.- popatrzył na mnie maślanymi oczkami.
- No skoro prosisz...- ułamałam kawałek listka i wzięłam do ust.
To było boskie. Jak jakaś Ambrozja nigdy czegoś takiego nie jadłam. Samo rozpuszcza się w ustach, zostawiając słodki smak. Ogarnął moja ciało, dochodząc do najgłębszych zakamarków mojej świadomości. Boże, jak ja kocham kuchnię tego człowieka. Gdy wróciłam do siebie, zauważyłam pusty talerz.
- Smakowało?- spytał Rosjanin.
- Nie do końca wiem, co powiedzieć.- zawiesiłam się na chwilę.- To jest B O S K I E! Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale po raz kolejny zabrałeś mnie do naszego nieba.
Uśmiechnął się, patrząc na mnie z miłością. Po chwili wstał i odsunął moje krzesło. Trzymając się za ręce, poszliśmy na przedpokój, gdzie pomógł mi założyć mój prochowiec. Kiedy chciałam zdjąć szpilki, aby przebrać je na kozaki, on podniósł mnie, posadził na szafce i sam mi zmienił buty. Następnie uwięził mnie między swoimi rękoma i patrzył uważnie na moją twarz. Na sekundę wzrokiem zjechał mi na usta, ale to wystarczyło, abym poczuła pragnienie pocałunku. Przygryzłam dolną wargę i nie musiałam długo czekać ma jego ruch. Po chwili nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Oderwaliśmy się dopiero, gdy zabrakło mi powietrza.
- Kocham Cię Roza.- ukochany mruknął mi do ucha.- Ale teraz musimy iść.
Podał mi dłoń, którą od razu złapałam i zwinnie zeskoczyłam z półki na buty. Przepuścił mnie w wejściu, po czym zaprowadził do auta, gdzie otworzył przede mną drzwi.
- Powiesz mi, gdzie jedziemy?- spytałam, kiedy mój mąż odpalał silnik.
- A masz jakieś specjalne życzenie?- spojrzał na mnie ciekawy.
- Zdam się na ciebie.
- To pójdziemy zrzucić trochę tego co zjedliśmy.- oznajmił przedstawiając drążek w skrzyni biegów i ruszył.
- Czyżbyś sugerował, Towarzyszu, że jest mnie za dużo?- udałam oburzenie.
- Dla mnie zawsze będziesz idealna.- odpowiedział wymijająco, kładąc dłoń na moim udzie.- Ale ja stosuję się do zasady, lepiej zapobiegać niż leczyć.
- No. Przede wszystkim na początku naszej znajomości.- palnęłam bez zastanowienia.
- Może trochę. Wiesz, że chciałem dobrze.- westchnął.
- Tak, wiem. Przepraszam, nie powinnam tego mówić. Nie chciałam psuć takiego miłego dnia.
- Ja bym powiedział że to noc.- zmienił temat, uśmiechając się, jakby nic się nie stało.
- Zależy jak kto patrzy. Fajnie byłoby mieć teraz kabriolet.
- Zachciało się oglądać gwiazdy?- zakpił sobie.- Nie wiedziałem, że z ciebie taka romantyczka.
- Śmiej się, śmiej, ale każda kobieta w pewnym stopniu jest romantyczką. Cecha gatunkowa. Tak jak każdy facet jest zboczony.- wzruszyłam ramionami.
- Nie każdy.- obruszył się.
- I mówi to wiecznie niewyżyty tygrys.- zaśmiałam się.
- Tylko twój, kotku.- popatrzył na mnie i poruszył brwiami.
Na jego gest wybuchłam głośnym śmiechem. Reszta drogi minęła nam w miłej atmosferze. Pół godziny później zatrzymaliśmy się przed klubem.
- No, no. Dyskoteka to ostatnie miejsce, w które spodziewałabym się, że mnie zabierzesz.
- Powiem tak. Przez ciebie popadam w alkoholizm.- odpiął pasy i wyszedł.
- Wypraszam sobie, ale ja cię do picia nie zmuszam.- otworzyłam drzwi, ale zanim stanęłam choć jedną nogą na ziemi, po mojej prawej pojawiła się dłoń strażnika.
Skorzystałam z jego pomocy, a następnie wziął mnie pod ramię.
- Ale zanim się poznaliśmy, nie miałem okazji do picia.- uparł się.
- Bla, bla, bla. Szukasz winnego swojej słabej woli.- uznałam, gdy weszliśmy do lokalu
- Co nie zmienia faktu, że wcale mi nie pomagasz.
- Chcesz pomocy?nie ma sprawy. Sprawię, że już nigdy więcej się nie upijesz.- zajęliśmy miejsce na jednej z kanap.
- Od następnego razu.
- O nie, nie, nie. Albo od teraz, albo w ogóle.
- Mam przerąbane, co nie?- spojrzał na mnie zbolałą miną.
- Nie będzie tak źle. Pić ci nie zabronię, tylko ochronię cię przed AA.
- Teraz mogę być pewny, że przy tobie nic mi nie straszne.- żartował, a ja się roześmiałam.- Obronisz mnie przed wszystkim. To może skoczę po coś do picia?
- Jasne. Mi coś mocniejszego.- poprosiłam, gdy wstał.
- A nie mieliśmy czasem ćwiczyć silnej woli?
- Twojej. A ja chcę się zabawić. Wiesz jak dawno nie obudziłam się nic nie pamiętając z pulsującą głową? Przez ciebie popadłam w abstynencję.
- Ja ci nie zakazywałem pić.-bronił się.
- No sama się na pewno nie zapłodniłam. Tego mi nie wmówisz. A teraz idź po te drinki, bo nocy nam zabraknie.
Czekając na niego, poczułam, że robi mi się ciepło. Przypomniałam sobie, że wciąż jestem ubrana w prochowiec, gdy ten należący do Rosjanina leży ładnie złożony obok. Swój także położyłam na oparciu i usiadłam wygodnie z nogą na nogę. Po chwili ktoś zajął miejsce obok, ale nie poczułam zapachu wody kolońskiej, za to sporej ilości alkoholu. Niby od niechcenia odwróciłam się do nieznajomego.
- Chyba pomyliły się panu stoliki.- powiedziałam stanowczo.
- Takiego anioła nie da się pomylić z nikim innym. Co taka piękna kobieta robi tu sama?- przybliżył się, kładąc dłoń na moim odsłoniętym kolanie, którą natychmiast strzepnęłam.
- Trzymaj łapska przy sobie, jeśli chcesz rozmawiać. Choć ja już nie chce, więc żegnam. I uprzedzam, bo zaraz mój mąż tu wróci.
- Musi być szczęściarzem. Ale musi też być wielkim głupcem, skoro zostawił cię samą i nie obrazi się, jeśli podzielę się zdobyczą.- dłoń tego oblecha na nowo dotknęła mojego kolana, a on sam zaczął się niebezpieczne zbliżać.
- Ale ja się obrażę.- warknęłam oddychając go od siebie.- Zostaw mnie!
Dałam mu z liścia.
- O ty suko!- rzucił się ba mnie, ale ja go walnęłam w ten krzywy nochal.
Pewnie nie jestem pierwszą osobą, która tak zrobiła, sądząc po kształcie jego nosa. Patrzył na mnie oniemiały, a na sekundę w jego oczach zabłysł gniew. Ma sekundę, bo później zastąpił go strach, gdy wpatrywał się w coś, za moimi plecami. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć kto to. Otulił mnie słodki zapach. Nagle koło mnie pojawiły się dwie szklanki, a strażnik stał już za intruzem.
- Nie rozumiesz, gdy kobieta mówi NIE?!- warknął.- To zrozumiesz, jak mężczyzna mówi, wara od mojej kobiety.
Zaskoczył mnie, gdy uderzył opryszka w twarz i powlókł do wyjścia. Po chwili wrócił, choć nadal był spięty. Postanowiłam trochę go rozluźnić. Przez ten czas zdążyłam już wziąć kilka łyków napoju, ale jeszcze na mnie nie działały niestety. Przysunęłam się do ukochanego i wtuliłam w niego. Objął mnie i poczułam jak jego mięśnie się rozluźniają.
- No to czas zacząć zabawę.- powiedziałam sekundę przed tym jak wpiłam mu się w  usta.

niedziela, 25 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 352

Po pokoju rozniósł się dźwięk telefonu.
- Skarbie, odbierzesz?- poprosiłam, zajęta dokumentami, jednak nie doczekała się żadnego odzewu.- Towarzyyyszuuu...Dymitr?
Rozejrzałam się po sypialni, ale go tu nie było. Dziwne. Jeszcze chwilę temu prosił mnie o spis naszych wart w tamtym tygodniu. Wstałam i odebrałam telefon, wychodząc na korytarz.
- Rose Hathaway-Bielikow.- powiedziałam, nie patrzą, kto dzwoni.
- Mam to o co prosiliście.- zawiadomił Abe.
- Dobrze. To dasz nam przy okazji oddania nam naszych dzieci.- są u moich rodziców od tygodnia.
- A jak tam sprawa z testami?- w jego głosie słyszałam troskę.
- Już trochę się uspokoiło, ale czuję, że to nie koniec.- westchnęła smutna.- Dobra, muszę kończyć, bo gdzieś mi mąż zginął. Pozdrów od nas mamę i nasze maleństwa.
Po drugiej stronie usłyszałam chichot. Zaczęłam schodzić po schodach do salonu.
- To powodzenia w poszukiwaniach córeczko. Wasze brzdące też za wami tęsknią.
- Uuu... nie dały się wam przekupić?!- udałam niedowierzanie.
- Wychodzi na to, że zabawki i słodycze przegrywają ze zwykłym uściskiem.
- Widzisz, Staruszku? Pieniądze to nie wszystko.- zaniepokoił mnie hałas w kuchni.
- Masz rację. Dobrze to już nie przeszkadzam.- w słuchawce usłyszałam dźwięk tłoczonego szkła.- Nastka! Czemu zbiłaś kotka dziadka.
Zachichotałam i się rozłączyłam. Poszłam w stronę kuchni i już miałam wejść do środka, gdy poczułam znajomy zapach i dłonie na biodrach.
- Tu jesteś, Towarzyszu.- odetchnęłam z ulgą.
- Skąd wiedziałaś?- wydał się zaskoczony.
- Twoja kochana woda kolońska cie zdradziła.- odwróciłam się do niego przodem i potarłam nosem, jego nos.- A po za tym, kto inny miałby to być?
W tej chwili usłyszałam w kuchni upadający garnek i soczyste przekleństwo. Spojrzałam pytająco na męża. Jednak on to zignorował.
- Miałaś siedzieć w pokoju i nigdzie nie wychodzić.- zasmucił się.- To miała być niespodzianka.
- Nic takiego nie mówiłeś. Nie lubię niespodzianek, ale poświęcę się ten jeden raz.- uśmiechnęłam się do niego, bo nie lubiłam, gdy się smuci.- To ja wrócę na górę i będę udawać, że o niczym nie wiem.- cmoknęłam go w kącik ust, wyminęłam i wróciłam do sypialni.
- Możesz zejść za dwie godziny.- usłyszałam jeszcze Rosjanina.
Z resztą dokumentów poradziłam sobie w pół godziny. Jeszcze chwilę popracowałam nad nowym rysunkiem, kiedy ocknęłam się, że mam pół godziny. Szlag! Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki. Prysznic zajął mi dziesięć minut. Dobrze, że umyłam głowę rano, chcąc mieć spokój wieczorem. Nałożyła balsam o zapachu róży. W garderobie spędziłam kolejne pięć minut. Zdecydowałam się na czarną do połowy sukienkę, bez ramiączek, z długimi rękawami. Od połowy była biała z czarnymi wzorami na dole(↓). Kupiłam ją specjalnie na święta, więc mam okazję zobaczyć jak w niej wyglądam i czy spodobam się ukochanemu. Pod spód ubrałam ciepłe, czarne rajstopy, bo pewnie będziemy gdzieś iść. Zostało mi piętnaście minut na makijaż i fryzurę. Mam coraz większą wprawę w szybkim szykowaniu się. Równo o trzeciej rozległo się pukanie do drzwi sypialni. Po chwili wszedł przez nie strażnik.
- A co jakbym była naga?- spytałam, udając oburzenie.
- Nie wiem, który widok byłby piękniejszy.- odpowiedział, mierząc mnie wzrokiem pełnym pożądania.- Ale to później. Teraz czas na niespodziankę.
Sam nie wyglądał gorzej. Żółta koszula, odpięta pod szyją, ciemne jeansy, rozpuszczone włosy i dokładnie ogolona broda. Szybko założyłam białe szpilki i popsikałam się perfumami.
- Jeśli liczysz na coś wieczorem, to cię rozczaruje. Dopiero pojutrze idę do Kathie.- wyszłam, po drodze łapiąc małą kopertówkę, a on za mną.
 Na korytarzu położył mi dłoń na dole pleców, a w drugą złapał moją.
- O nie!- był załamany.- Zacznę sobie kupować prezerwatywy na zapas.
Zeszliśmy na dół, a ja oniemiałam. Przez przeszkloną ścianę widziałam pięknie zastawiony stół ze świecami i bukietami róż. Wokół było ciemno, tylko nad nim migotały świąteczne lampy, a po na podłodze i meblach paliły się świeczki zapachowe. Te ustawione w dwa wężyki od schodów do drzwi jadalni były czerwone, a reszta zielone. Wokół unosił się zapach owoców leśnych i samego lasu. Bielikow, jak na dżentelmena przystało, otworzył przede mną drzwi, a następnie pomógł usiąść na jednym z dwóch krzeseł, które zostały. Resztę musiał wynieść.
- Sam to przygotowałeś.- rozglądam się dookoła ze wzruszeniem, nie dowierzając jak wszystko się zmieniło w zaledwie dwie godziny.- To jest przepiękne.
- Nie tak, jak ty najdroższa.- złapał moją dłoń i ucałował, patrząc mi z miłością w oczy.- Miałem małego pomocnika.
W tej chwili z kuchni wyszedł Nicko w garniturze z butelką wina. Pierwszy raz w życiu widziałam, żeby miał elegancko ułożone włosy, a nie każdy w inną stronę. Uśmiechnął się do mnie radośnie i dumnie, gdy napełniał nam kieliszki, a ja mu się odwzajemniłam tym samym. Odprowadziłam go wzrokiem aż do drzwi. Następnie spojrzałam na uśmiechniętego Dymitra.
- Przyznaj się, Towarzyszu, jak go do tego zmusiłeś?
- Powiedzmy, że miałem u niego dług wdzięczności.
- Przerażasz mnie. Jesteś coraz bardziej podobny do Abe'a.
- Nie bez powodu mówi się, że kobieta wybiera męża podobnego do ojca.- uśmiechnął się ze zmrużonymi oczami.
Zanim znowu się odezwałam, wrócił nasz kelner z jedzeniem. Przede mną pojawił się parujący filet z dorsza w panierce, ryż i sałatka warzywna. Napawałam się zapachem dania i poczułam jak bardzo zgłodniałam od czasu obiadu. Z ukochanym wzięliśmy się za jedzenie.
- Z jakiej to okazji?- spytałam, rozkoszując się delikatnym mięsem ryby, rozpływającym się w moich ustach.
- A czy musi być okazja, żebyśmy miło spędzili wieczór? Tylko we dwoje?- patrzyłam na niego przenikliwe, ale po chwili mój wzrok złagodniał.
- Nie. Nie musi.
- Każdy mój dzień jest warty świętowania, kiedy jesteś ze mną.
- Ale mi słodzisz.- zachichotałam, starając się ukryć zawstydzenie.
Nikt mnie nigdy tak nie zauroczył. Po prostu nie wiedziałam co powiedzieć. Myślę, że odkrył w jaki stan wprowadziły mnie jego słowa, bo uśmiechnął się dumny z siebie. Sama nie umiałam się nie uśmiechnąć. Wróciliśmy do jedzenia.
- Wracając do tematu Abe'a.- odezwałam się po chwili.- Za trzy dni dowiemy się czegoś o może twoim przyszłym ojczymie.
- Chciałbym, żeby moja mama była szczęśliwa.- w jego oczach zobaczyłam miłość, ale inną niż do mnie. Miłość dziecka do matki.
- Ja też. Dlatego to robimy.- uśmiechnęłam się do niego, szczęśliwa ze swojego życia.

sobota, 24 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 351

Dymitr położył się obok mnie i już miał sięgać po komórkę, ale nie pozwoliłam mu, przetaczając się na niego i przyszpilając mu ręce do łóżka.
- Nie tak prędko, Towarzyszu. Sam mówiłeś, że teraz jestem twoja. Jak kocha to poczeka.
- Ale to może być coś ważnego.- ledwo wydusił patrząc na mój nagi biust.
- Teraz ważna jestem ja. Lissa jest bezpieczna i nic więcej nie powinno cię w tej sprawie interesować.
Nie czekając dłużej wpiłam się mężowi w usta. Telefon ucichł i mogliśmy się cieszyć chwilą dla siebie. Teraz to ja schodziłam pocałunkami mu na brzuch i zębami zerwałam z niego bokserki. Wróciłam do ust męża, przy czym czułam zwinne palce przy dolnej części mojej bielizny. Jednaj znowu nam coś przerwało.
- Cholera!- zaklęłam w usta ukochanego.
Na dźwięk dobrze znanej mi muzyczki zerwałam się z łóżka i niczym chmura burzowa podeszłam do telefonu.
- Czy choć raz nie możesz napisać SMSa "Hej, zadzwońcie w wolnej chwili."?- krzyknęłam prawie że po odebraniu.
Na telefony od ojca mam ustawiony osobny dzwonek z mojego ulubionego horroru Laleczka Chucki. Bo jeśli on dzwoni, zapowiada się prawdziwy horror.
- Czyżbym wam w czymś przeszkodził, Rose?- w głowie już widziałam ten jego perfidny uśmieszek, od którego aż skoczyło mi ciśnienie.
- Tak, więc streszczaj się.- warknęłam.
Jednak szybko się odprężyłam, gdy poczytam na biodrach ciepłe palce i pocałunki na ramionach. Odchyliłam głowę, aby dać strażnikowi większe pole do popisu.
- Widziałem, że Bielikow do mnie dzwonił, więc oddzwoniłem.
- W sumie to ja dzwoniłam z jego telefonu.
W tym momencie sam zainteresowany zaczął ciągnąć mnie do tyłu. Szłam, stawiając ostrożne kroki.
- Mam do ciebie sprawę.- zaczęłam.- Chcę wiedzieć dosłownie wszystko o Iwanie Gusewa. Od jego pra dziadków, przez ilość partnerek, do zabitych strzyg. Co, kiedy je.- Rosjanin pociągnął mnie, żebym usiadła na łóżku, między jego nogami i przytulił się do moich pleców, nie zaprzestając pocałunków.- Jego cały harmonogram dnia, przeszłość, planowaną przyszłość, spis uczniów, najbliższe otoczenie, co rowi w wolne dni, a nawet ile razy w tygodniu się kocha.- ukochany trafił w mój czuły punkt, a ja starałam się zdusić jęk, ale nie do końca mi to wyszło.
- Bielikow, przestań bałamucić moją córkę, gdy ze mną rozmawia!- Abe krzyknął tak, że z drugiego końca pokoju by usłyszał.
- Dzwoniłeś na własne ryzyko.- przesunęłam się bliżej Dymitra, dając mu do zrozumienia, że ma kontynuować.- Pozatym na razie tylko się migdalimy.
- Mniejsza z tym. Znajdę co chcesz, ale mam do ciebie zażalenie. W sumie to mamy z twoją mamą.
- O co chodzi?- coraz trudniej było mi się skupić.
- Chcemy wasze dzieci, a nasze wnuki, chociaż na jeden tydzień.
- Okey.- westchnęłam ciężko.- Możecie je zabrać za dwa dni, bo jutro idziemy robić testy na ojcostwo.
- Czyżby mój zięć wątpił w twoją wierność?
- Nigdy, Panie Mazur.- odpowiedział bez wahania Dymitr.
- On nie, ale arystokracja tak. W sumie to u was będą bezpieczniejsze.
Zrobiło mi się smutno, że chcą wykorzystać tak nasze dzieci. Każdy powinien się cieszyć cudem narodzin, a oni próbują nam tą radość odebrać.
- Nie martw się kochanie.- głos mojego ojca złagodniał.- Wszystko się ułoży. Zobaczysz.
- Mam nadzieję.- szepnęłam.
- To ja wam więcej nie przeszkadzam. A ty Bielikow rusz tyłek i pociesz moją córkę. Od tego chyba jes...- nie dokończył, bo mój mąż zamknął klapkę i pociągnął mnie za sobą na łóżko.
- Niekiedy mi się wydaje, że on podstępem podłączył nam tu jakieś kamery, albo podsłuch.- mruknął, całując moją szyję.- To na czym skończyliśmy?
- Nie ważne. Po prostu nie przestawaj.- na moje słowa cicho się zaśmiał, ale kontynuował.- Nie wiem, co, ani jak to robisz, ale błagam nie przestawaj.
Po chwili w końcu ściągnął ze mnie majtki i włożył we mnie palca.
- Tu nawet nie potrzeba gry wstępnej.- mruknął i wszedł we mnie.
- O Boże!- straciłam oddech, by zaraz powrócił z zdwojoną siłą.
Nasze urywane jęki zaczęły się mieszać ze sobą. Dymitr narzucił szybsze tępo, co mi pasowało. Oboje z niecierpliwością czekaliśmy na szczyt, który nie chciał nadejść. Kurczowo ściskałam jego włosy, aż się dziwię, że mu ich nie wyrwałam. W pewnej chwili moje dłonie zeszły na plecy ukochanego. Poruszał się we mnie coraz szybciej i mocniej, a ja zaczęłam mu wbijać paznokcie w skórę. Jęczeliśmy coraz głośniej, a ja sięgałam rękoma coraz dalej. Gdy w końcu osiągnęliśmy spełnienie opadliśmy na pościel.
- Co... to... było?-  wysapał strażnik.
- Nie wiem, ale podobało mi się.- uśmiechnęłam się błogo, patrząc mu w oczy.
- To co? Jeszcze jedna rundka?- poruszył zabawnie brwiami.
- Właśnie w tej chwili umarła moja wiara, że na ziemi istnieje choć jeden facet nie będący niewyżytym. Daj mi chwilę odpocząć i pogadaj ze mną.-bw tej chwili Rosjanin zaczął się podnosić ze mnie.- A ty gdzie?
- Myślałem, że jestem ciężki.- jednak został na swoim miejscu.
- Ja taki ciężar to mogę mieć całą noc.
- To o czym chcesz pogadać?- spytał, łapiąc jeden z  moich koskyków i obracając go sobie wokół palca.
- Jak myślisz, kim byłabym w prawdziwym świecie?- spojrzałam w sufit.
- To znaczy?- spytał zdziwiony, a ja spojrzałam znowu na niego.
- No wiesz. Bez służby, bez morojów i strzyg, gdybyśmy byli tylko ludźmi.
- Sądzę, że odziedziczyłabyś firmę po ojcu.
- O matko! Lubię nasze życie.- stwierdziłam, co wywołało śmiech mojego męża.
- I tak kiedyś ją odziedziczysz.- uznał, gdy się uspokoił.
- A skąd ta pewność? Sam słyszałeś, że planuje moje rodzeństwo. Je może zaangażować.
- Jednak coś tak sądzę, że to ty jesteś jego ulubienicą.
- Tylko dlatego, że jesteś moim mężem i mnie idealizujesz.
- Może. Ale mojego zdania nic nie zmieni. A co twoi zdaniem ja bym wtedy robił?
- Wszystko.- to było oczywiste.- A teraz do dzieła tygrysie, bo chcę się jutro wyspać.
- Do usług my lady.- podniósł się z pożądaniem w oczach. Pochylił się i wyszeptał mi do ucha.- Ale co do spania, nie byłbym taki pewny.
___________________________________________________________
Macie tak na szybko, bo mogą mi internet wyłączyć. Jeszcze raz Wesołych Świąt Kochani 💖💖💖💖

ROZDZIAŁ 350

Kolejnego dnia mieliśmy już normalną służbę. Było spokojnie, bo Lissa zakładała, że dalej będziemy się męczyć z papierami, więc nie miała za dużo obowiązków. Tylko najważniejsze spotkania, planowanie i audiencje. Po pracy, wracaliśmy autem do domu. Nagle zaczął zdziwić mój telefon. Jako, że kierowałam, odebrał mój mąż i włączył na głośnomówiący.
- Rose Hat...- nie było dane mi dokończyć, bo ze słuchawki odezwały się moje szwagierki.
- Mamy go!- zawołały chórem.
- Kto to?- ucieszyłam się, że w końcu coś zaczęliśmy.
- Iwan Gusewa.
- Iwan?- zdziwił się Dymitr.
- Znasz go?- spojrzałam na Rosjanina, ale po chwili przypomniałam sobie, że kieruję. 
- Uczy w mojej Akademii w Rosji. To znaczy uczył, gdy do niej chodziłem. Mieliśmy z nim nawet dobry kontakt. Teraz wiem, czemu tak dbał o moją naukę.
- Ale mówiłeś, że uczyła cię Galina.- zmarszczyłam czoło.
- Dobra, my będziemy kończyć.- przerwały nam dziewczyny.
- Okey, to pa. Widzimy się na Wigilii.- odpowiedział mój ukochany i się rozłączył.- Wracając do naszej rozmowy, on był moim pierwszym takim głównym trenerem. Sam mnie poprosił o dodatkowe zajęcia i zobaczył we mnie potencjał. Ale później dostał ucznia na wyłączność i musiał zakończyć nasze dodatkowe treningi. Ale dowiedziałem się, że to on wskazał mnie Galinie. W sumie to dzięki niemu jestem taki dobry.
- Skutkiem czego oboje jesteśmy najlepsi na świecie.- uśmiechnęłam się.- Jak to dobrze, że możemy mu się odwdzięczyć. Pamiętasz coś z jego życia prywatnego? Mówił coś? Wspominał? Odwoływał treningi, bo z kimś miał się spotkać?
Gdy zadawałam pytania, on kręcił głową.
- Nie. Nigdy. Zawsze dla nas obojga najważniejsza była walka. Nie wdawaliśmy się w dyskusję na temat naszego życia. To też nie było tak jak u nas. Ty byłaś, można powiedzieć, na warunkach i miałaś specjalne traktowanie. Musiałaś nadrobić materiał. A sama w sobie byłaś ciekawska.- uśmiechnął się do mnie.
- Jak wrócimy, dzwonię do ojca.- poinformowałam.
- Myślisz, że coś o nim wie?
- Jak nie to się dowie.
Kilka minut później byliśmy w domu. Zajęliśmy się dziećmi, nakarmiliśmy Biankę i zrobiliśmy trening z Lili. Gdy strażnik robił obiad, postanowiłam wcielić zamiary w życie. Jednak numer był zajęty. Ta. Jak potrzeba to go nigdy nie ma. Zaczęłam bawić się z dziećmi. Lekko je podnosiłam tak, żeby chodziły, ale nie umiały się jeszcze same utrzymać na nóżkach. Bianka kręciła się między nami i co chwila lizała któreś z maluchów, za co dostawała mocny uścisk. Po chwili zeszła do nas Lili.
- Skończyłaś lekcje?- spytałam.
- Tak. Tylko mam problem z jednym zadaniem.
- Pokaż.- wyciągnęłam do niej rękę.
Młoda usiadła obok mnie i pokazała książkę.
- No bo musimy nazwać zwierzęta. I delfin pływa w wodzie. Ale gdzieś mi się kojarzy, że nie jest rybą. I tak nie jestem pewna.
- Bo nie jest. Delfina zaliczamy do ssaków, ponieważ małe po urodzeniu piją mleko mamy.- zawsze interesowała mnie biologia.
- Aha.- zaznaczyła w zeszycie dobrą odpowiedz.- Ale to było tak przy okazji. Mam tu całe zadanie.- wskazała na następną stronę.- No i trzeba pod liśćmi napisać jakie to drzewa i jakie dają owoce.
Pomogłam jej i z tym zadaniem. Nastkę i Felixa zainteresowała książka mojej siostry i patrzyły w nią, z lekko rozchylonymi usteczkami.
- Spokojnie kochane. Wy też będziecie się tego uczyć.- powiedziałam, biorąc je na kolana.
Popatrzyły na mnie i się uśmiechnęły. Lili poszła odłożyć książkę i wróciła akurat na obiad.
- Proszę, oto spaghetti z klopsami.- na stole stała waza z sosem i makaronem.
- Brzmi pysznie.- dampirzyca usiadła do stołu.
- I na pewno tak samo dobrze smakuje.- dodałam, patrząc na ukochanego z miłością.
Miałam rację. Obiadokolacja była wspaniała, aż nie mogłam się ruszyć.
- To kto chce zrzucić zbędne kalorie na Gwiazdce?- spytał mój mąż.
- Ja! Ja!- ucieszyła się Lili.
- To ja druga. Trochę za bardzo się objadłam.
Gdy oni poszli ćwiczyć, ja posprzątałam po obiedzie i pilnowałam naszych skrzatów, zaopatrzonych w "Gdzie jest Nemo?" Po dwóch godzinach przyszła moja kolej.
- Hej, mała. Dawno nie miałam cię tylko dla siebie.- zauważyłam, głaszcząc klacz po harpiach.
Ta zarżała cicho i mnie przytuliła pyskiem. Weszłam na jej grzbiet i zaczęliśmy ćwiczyć. Po pół godziny Dymitr puścił lonżę i kazał mi przekłusować ogród. Przez kolejną część treningu ćwiczyłam z poleceniami mentora, już samodzielnie. To było super. Jednak mi zostało w obowiązku oporządzenie Gwiazdki po wszystkim. Lili poszła się szykować spać, a my z Bielikowem zajęliśmy się dziećmi. Gdy oboje spali, poszliśmy pożegnać małą. Dzisiaj ja czytałam jej bajkę. Po wszystkim sami się wykąpaliśmy.
- Teraz jesteś moją.- Dymitr wręcz skoczył na mnie.
- To do dzieła tygrysie.-zamruczałam z cwanym uśmieszkiem.
Nasze usta od razu się spotkały. Wszystko działo się szybko, a jednak czas zwolnił. Gdy byliśmy już w samej bieliźnie, ukochany zszedł pocałunkami na moją szyję i wędrował coraz niżej. Oboje byliśmy siebie spragnieni. Nie wiem, z czego to wynikało, w tej chwili o niczym nie chciałam myśleć. Skupiłam się tylko na rozkoszy, jaką dawały mi jego ciepłe dłonie na moich udach i mokre usta na pępku. Zanurzyłam palce w brązowych włosach Dymitr i lekko za nie ciągnęłam. Jednym ruchem ściągnął mój koronkowy stanik i dobierał się do takich samych majtek, kiedy po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk jego telefonu. Szlag!
___________________________________________________________
Hej, jak tam święta? Ja mam pełno przygotowań, ale znalazłam chwilę na rozdział. Z okazji świąt Bożego Narodzenia chciałam życzyć wam wszystko najlepszego, zdrowia, szczęścia, rodzinnych świąt, dużo prezentów i Dymitra (lub Adriana. Jak kto woli😉) pod choinką. Na życzenie szczęśliwego Nowego Roku przyjdzie jeszcze czas. Będzie dzisiaj jeszcze jeden rozdział. Mam nadzieję, że pochwalicie się co wam Mikołaj przyniósł. 💖💖💖💖

czwartek, 22 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 349

- Uff... wreszcie skończyliśmy.- Lissa zamknęła ostatnią księgę i oparła się o stos innych.
- Yhym..- chłopcy przyznali jej rację.
- Nigdy nie lubiłam tej roboty.- oświadczyłam, leżąc obok na podłodze.
- Dziękuję, że nam pomogliście. Inaczej pewnie siedzieli byśmy tu do rana.- dodała królowa
- No, muszę przyznać, że nawet Rose choć raz się do czegoś przydała.- zaśmiał się Christian.
- Przypomnieć ci, ile razy ta "bezużyteczna" Rose uratowała ci ten Ozerowski tyłek?- spojrzałam na niego gniewnie, między sterami papierów.
- Przykro mi chłopie, ale muszę przyznać jej rację.- westchnął z żalem Dymitr, kończąc wypełniać ostatni pergamin. Z nas wszystkich wyglądał na najmniej zmęczonego.
- Nie wiem, jak wam dziękować.- przyznała moja przyjaciółka.
- Bez przesady, Liss.- podniosłam się do siadu.- Przecież ciągle ci powtarzam, że na mnie zawsze możesz liczyć.- i znowu się położyłam.- Towarzyszu...
- Tak Roza?- spytał, dając papier do podpisu królowej.
- Nic mi się nie chce.
Reszta się zaśmiała. Po całym pokoju walały się dokumenty dotyczące ślubów, ustaw, ważnych wydarzeń, ogłoszeń i przemówień. Przed oczami latały mi litery, a wykaz strażników, organizacji i różnych tego typu zgromadzeń znałam chyba na pamięć.
- Raczej zostańcie tu na noc, bo dzieci i Lili śpią.- powiadomiła nas moja przyjaciółka.
- Pomóc wam je poukładać?- spytał mój ukochany.
- Bielikow, mało ci tych druczków?- spytał z niedowierzaniem Christian.
- Mi tam obojętne, a widzę, że wy ledwo  co się ruszacie. Więc to zrobię.- nie czekając na nic, zaczął przeglądać dokumenty i robić różne kupki.
- Tu mam budżet Dworu.- podałam mu najbliższą sobie kartkę i przeglądałam inne.- Spis ofiar w tym kwartale.
- Prośba o ślub.- dołączyła do mnie Blondyna.- I kilka kolejnych.
- Dobra, olać lenistwo, będę mężczyzną i pozbieram księgi.- mąż Królowej również się zmotywował do wysiłku.
I tak nasi mężczyźni latali po pokoju i wszystko zbierali, a my podawaliśmy im najbliższe dokumenty. Nie mogłam ukryć zmęczenia. Bo nawet na to nie miałam siły. Najwięcej papierów było przy Lissie, bo to ona wszystko podpisywała. Pół godziny później wszystko było posegregowane. Ziewnęłam leżąc z rękoma pod głową, a obok mnie położył się w ukochany.
- Jak tam?- spytał, uśmiechając się do mnie.- Wygodnie?
- Może być, ale lepiej było na tych papierach. Podłoga jest strasznie twarda.
Zobaczyłam, że Liss leży oparta na Christiane. Sama położyłam głowę na piersi Dymitra. On się tylko cicho zaśmiał i objął mnie ramionami. Zrobiło mi się tak ciepło i wygodnie, że oczy same mi opadły.
- Już lepiej?- spytał.
- Yhym.- tylko tyle mogłam powiedzieć.
- Coś mi się zdaje, że naprawdę zostaniemy na Dworze.- zachichotał.
- Nie trzęś się tak, bo spać nie mogę.- zmusiłam się do otworzenia oczu i od razu na moich ustach pojawił się uśmiech.- Zaniesiesz mnie do pokoju? Bo nie mam siły iść.
-Jasne Roza.- podniósł się, a ja jęknęłam z niezadowolenia.
Po chwili znalazłam się w ciepłych objęciach strażnika.
- Okey, to my już pójdziemy.- powiadomił małżeństwo Rosjanin.
- No to pa.- usłyszałam Ozerę i cichy pomruk Liss.
Pewnie jest w takim samym stanie co ja. Ukochany puścił mnie tylko, żeby otworzyć drzwi, a później nawet na chwilę nie zwolnił uścisku. Gdy wtuliłam się w niego, czułam się bezpieczna. Jak małe, zagubione dziecko, które w końcu odnalazło drogę. Ale nie byłam słaba, wręcz przeciwnie. To tylko dodawało mi siły. Miłość uskrzydla. Z tą myślą zasnęłam. Obudził mnie jakiś hałas. Dymitr zerwał się z łóżka i rozejrzał dookoła. Przysłoniłam się kołdrą, bo poczułam lekkie zimno. Zauważyłam, że strażnik się rozluźnił, czyli nie ma żadnego zagrożenia. Potrzebowałam chwili, aby rozeznać się w sytuacji. Musiałam zasnąć na rękach męża, a teraz leżę na łóżku w samej bieliźnie. Musiał mnie położyć i rozebrać. To nie nasza sypialna. To ale znajomy pokój. Nasze stare mieszkanie. A ten hałas? Nagle usłyszałam płacz Nastki, więc zrzuciłam z siebie okrycie i ignorując chłód podłogi, poszłam do łóżeczek. Wyciągnęłam małą i zaczęłam ją kołysać, aż się uspokoiła. W tym czasie podążałam wzrokiem za Bielikowem, który szedł w stronę okna. Było otwarte, więc mój ukochany je zamknął. Podniósł coś z ziemi i zaczął oglądać. Odłożyłam córeczkę, uśmiechając się do niej i chwilę zabawiając jej lewkiem. Gdy na nowo zasnęła, pocałowałam ją w główkę i przykryłam kocykiem, który zrzuciła. Pewnie chłód ją obudził. Upewniłam się, że oboje śpią i podeszłam do męża przy oknie. Czytał coś na pogiętej kartce. W drugiej ręce ważył cegłę.
- Jak to możliwe, że okno zamiast się zbić, to się otworzyło?- zdziwiłam się.
Dymitr zmarszczył czoło, jakby wyrwała go z wielkiej zadumy.
- Musiałem go nie dotknąć.- odpowiedział.
Nie spodobał mi się ton jego głosu. Coś go martwiło. Weszłam mu pod ramię i zabrałam list. W czasie, gdy czytałam, on mnie objął.


Drodzy Rose i Dymitr.

Nie myślcie, że tak łatwo się mnie pozbyć. Ale to, że mnie Dymitr nie zabiłeś od razu, będzie waszym przekleństwem. Kiedyś w końcu dorwę Rose i opłacę ci się synku za wszystko. Ale nie szukajcie mnie, bo tylko stracicie czas. Jak będę chciał, to się spotkamy. Pozdrówcie ode mnie Olenę i dziewczynki.
Randall


Za ostatnie zdanie miałam ochotę go dorwać i rozszarpać na strzępy. To była sugestia, że będą jego celem.
- Nie pozwolę mu nikogo skrzywdzić.- obiecał strażnik, całując mnie od tyłu w głowę.
- Dziewczyny muszą jak najszybciej wyciągnąć od Marka, kim jest pierwszy chłopak Oleny.- myślałam na głos.- On może je chronić cały czas.
- A jeśli naprawdę jej nie kocha?- podważył mój pomysł.
- Towarzyszu,- odwróciłam się do niego przodem.- ile razy, kiedy mówiłeś, że mnie nie kochasz, była to prawda?
- Ale nie możesz mierzyć wszystkich naszą miarą. Każdy jest inny.
- Ich mogę.- upierałam się.
- Czemu?
- Bo tak.
- Roza...
- O nie Towarzyszu. Ja wiem, że mam rację. Nie pytaj skąd. Kobieca intuicja, ale ty tego nie zrozumiesz.
- To choć teraz spać ty moja intuicjo.- mruknął mi do ucha, łapiąc za biodra.
Moja chłodna skóra na jego ciepłe dłonie zareagowała gęsią skórką.
- Widzę, że ktoś tu czuje niedosyt.- zachichotałam, gdy mnie podniósł i zaniósł do łóżka.
- Za ten tekst należy ci się kara. Gdyby dzieci byłyby w pokoju za dźwiękoszczelną ścianą, przeleciałbym cię tak, że przez cały dzień i pół następnego nie mogłabyś chodzić, a twoje krzyki słychać byłoby na drogim końcu Dworu.
- I ty liczysz, że po takim czymś spokojnie zasnę i wytrzymam do jutra?- jego słowa wywołały u mnie przyjemnu dreszcz podniecenia.
- Spokojnie. Wiesz, że ja nie rzucam słów na wiatr.
- Trzymam cię za słowo, Towarzyszu.

środa, 21 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 348

Po chwili zostaliśmy sami z resztą strażników i Vanessą. Ta ostatnia wróciła do dzieci. Wszystkie emocje ze mnie opadły, ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, znalazłam się w objęciach Bielikowa.
- To my was zostawimy.- poczułam na ramieniu delikatną dłoń morojki.- Przyjdźcie później do nas.
- Dobrze.- odpowiedział mój ukochany, bo ja nie miałam siły.
Gdy poszli, pozwoliłam wyjść smutkom na światło nocne. Poczułam swoje łzy i zaczęłam cicho szlochać.
- Cii... spokojnie Roza. Już po wszystkim.
- Nie!- uderzyłam go pięściami w klatkę piersiową, ale strażnik nawet się nie skrzywił. Patrzyłam mu w oczy, trochę rozmazane przez łzy.- Nic nie jest dobrze. Nie rozumiesz? Oni nigdy nie dadzą nam spokoju. Będą męczyć i dążyć, póki nie osiągną cel.- Na nowo się w niego wtuliłam, szukając ukojenia.- Boję się.- szepnęłam.
- Nie pozwolę, żeby coś wam się stało.- obiecał, chwytając moją twarz w dłonie.- Nigdy.
Kciukami starł mi mokre krople z policzków, po czym połączył nasze wargi. Pogłębiłam pocałunek, zarzucając mu ręce na kark. Po chwili odsunęliśmy się od siebie, aby zaczerpnąć powietrza. W tym czasie mąż przyciągnął mnie do siebie, schował twarz w moje włosy i nosem lekko połaskotał mnie w szyję, nieskrycie zaciągając się moim zapachem, co skwitowałam cichym chichotem przez łzy.
- Nigdy.- powtórzył bardzo poważnie.
- Dymitr?- spojrzał na mnie.- Możemy iść na salę treningową? Muszę wyżyć na czymś lub kimś swój gniew.
- I pewnie to ja mam być twoim workiem treningowym?- przewrócił oczami, ale złapał moją dłoń i pociągnął na zewnątrz.
- Cóż, nie pogardzę kolejną okazją na powalenie cię na łopatki.
- Przypominam, że ostatni pojedynek ja wygrałem.- zaśmiał się, przyciągają mnie bliżej siebie.
- Pff... Dałam ci fory.
- Wmawiaj sobie dalej skarbie.
Po pięciu minutach byliśmy na miejscu. W kilku salach i na siłowni ćwiczyły grupki strażników, ale my wzięliśmy wolną salę i zamknęliśmy. Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Oczywiście Rosjanin nie podarował mi rozgrzewki, ale trochę skrócił. Po pięciu okrążeniach i szybkim rozciąganiu, zaczęliśmy walczyć. Byłam jak w transie. Przelałam w to całą energię, złość, żal i inne targające mną negatywne emocje. To było okropne. Ci ludzie serca nie mają. Jak mogą chcieć krzywdzić takie małe, bezbronne dzieci? Przecież to barbarzyństwo. Atakowałam szybko i mocno, zaślepiona złością. Pokonała strażnika trzy razy i chciałam więcej, a on mnie jeszcze ani razu. W pewnej chwili złapał mnie za ręce, a gdy chciałam się wyrwać, przyszpilił mnie do ściany.
- Dosyć, Rose. Już dosyć.- powiedział i zamknął mnie w objęciach.
Nie mogłam tego nie odwzajemnić. Dopiero gdy adrenalina opadła, poczułam zmęczenie i bezsilność. Ale to wcale nie pomogło. Dalej byłam zła oraz przerażona. Cała się trzęsłam i zaczęłam na nowo płakać w ramię ukochanego.
- Na dzisiaj wystarczy, Skarbie. Spokojnie. Nic się złego nie wydarzy.
- Nigdy nie będzie dość.- krzyknęła, odsuwając się od niego.
Stanęłam na środku materaca i przyjęłam pozycję bojową.
- Rose, proszę cię.- na nowo mnie przytulił, ale ja zaczęłam się wyrywać.- Oboje jesteśmy zmęczeni. Wracamy.
- Nie! Chcę walczy. Pozbyć się tego wszystkiego. A najlepiej to byłoby dorwać tych zasranych morojów. Myślą, że są wielcy, ale zobaczymy co powiedzą, jak im obiję te arystokracie mordy.- już robiłam w głowie plan jak mu uciec, bo ani myślał mnie puścić.
Dymitr nagle się spiął, a ja popatrzyła m na niego. Wyglądał jakby dostał olśnienia, po czym popatrzył na mnie z troską.
- Wcale tak nie myślisz, prawda Rose?- spytał z niepokojem
- Myślę!- odpowiedziałam hardo.- I wiem, że ty też. Przecież oni chcieli skrzywdzić nasze maleństwa.- w oczach zebrały mi się łzy złości.
- Wcale, że nie. I ty też nie.- zaczął ciągnąć mnie do wyjścia.
Podobało mi się to i się nie opierałam. Gdy zwolni uścisk ucieknę mu. Jednak Bielikow nie zamierzał mnie puszczać. Wręcz przeciwnie. Im dalej szliśmy, tym mocniej mnie trzymał. Spróbowałam go zagadać i sprowokować.
- W takim razie mnie nie znasz towarzyszu.
Westchnął tylko i szedł dalej.
- Puść mnie. Umiem sama chodzić. Nie jestem małym dzieckiem, żeby musiał mnie za rączkę trzymał.
Nagle stanął i odwrócił się do mnie. Wystraszyłam się, bo jego oczy pojawiły się przed moją twarzą tak nagle.
- Skarbie, przestań krzyczeć, bo sprawisz wrażenie, że jestem ci niezbędny.- odezwał się z cwanym uśmiechem. Nawet w takiej sytuacji umie ukryć podtekst w zdaniu.- A trzymam cię dla twojego własnego bezpieczeństwa.
 - Umiem się obronić.- sprzeciwiłam się, gdy znowu mnie pociągnął.
- Przed sobą samą też. Rose, przejrzyj na oczy. Nie czujesz, że....- urwał nagle, przeklął pod nosem i ruszył dalej.
- Powiesz mi dlaczego jesteś dla mnie oziębły? I gdzie idziemy?
Nic nie odpowiedział, dopóki nie weszliśmy do naszego starego mieszkania. Za nami zamknął drzwi na klucz i schował go do kieszeni. Usiadłam na łóżku obrażona. Strażnik podszedł do mnie, klęknął, złapał moje dłonie i spojrzał mi w oczy, smutnym wzrokiem.
- Przepraszam kotku, ale musiałem. Nie chciałem zwracać się do ciebie tak chłodno, po prostu się o ciebie martwię. Roza, to nie jesteś ty.
Już chciałam zaprzeczyć, ale zdałam sobie sprawę z tego, że ma rację. Zwykle cztery słowa, które wskazują na jedno.
- Mrok.- szepnęłam odrętwiała.- To znowu on.
- Kochanie prosiłem cię, żebyś tego nie robiła.- popatrzył na mnie z żalem i troską.
- Ale to moja przyjaciółka. Ma szansę zmienić nasz świat. Jak mam pozwolić jej oszaleć? Ona jest Władimirem, a ja jestem jej Anną.- w oczach zebrały mi się łzy, które po chwili się uwolniły.- Tak musi być.
Rosjanin usiadł obok i wziął mnie na kolana. Wtuliłam się w niego, gdy on głaskał moje plecy. Od zawsze wiedziałam, musiałam być gotowa na śmierć w obronie przyjaciółki. Jednak teraz, gdy miałam prawdziwą rodzinę, trudno mi było myśleć o końcu. Nie mogę tego zrobić, choć nie wiadomo do jakiego stanu doprowadzi mnie Duch. Dymitr ma rację. Nie umiem się obronić przed sobą samą.
- Nie.- usłyszałam przy uchu cichy, ale stanowczy głos.- Nie musisz być Anną.
- Ale Lissa...- gdy zaczęłam protestować, mąż ucieszył mnie, kładąc mi palec na ustach.
- Nie o to mi chodzi. Jest między wami zasadnicza różnica. Ty masz mnie. Zawsze ci pomogę, nawet, a zwłaszcza z mrokiem. Tak jak teraz. Po za tym sama jesteś bardzo silna, więc dasz sobie z tym radę. Musisz. Masz dla kogo.
Był bardzo pewny swoich słów i tą pewnością zaraził mnie. Wierzył we mnie, a ja nie mogę go zawieść. Byłam mu wdzięczna za to, że jest i mnie wspiera mimo, że moje życie, a teraz nasze nie jest nigdy spokojne. Postanowiłam podziękować mu za to wszystko pocałunkiem. Ale na tym się nie skończyło. Tak samo jak w przypadku moich dwóch ostatnich "atakach", nie umieliśmy się sobie oprzeć.