Strony

poniedziałek, 29 lutego 2016

ROZDZIAŁ 68

Wstałam i zaczęłam się ubierać. Trochę mnie to zdziwiło. Co on jeszcze wykombinował. Podniosłam sukienkę i wpadłam na pomysł. Podeszłam z nią do mojego męża, zmysłowym krokiem.
- To co Towarzyszu. Może następna lekcje zakładania sukienki?- uśmiechnęłam się kusząco.
- A z przyjemnością.
Pocałował mnie namiętnie. Po kilku pocałunkach miałam na sobie czerwoną tkaninę.
- No,- oglądnęłam się.- dała bym jakieś pięć minus.
- Czemu minus?- zdziwił się, łapiąc mnie za rękę.
- Bo to jest jedna z prostszych do zakładania sukienek.
- Prosta do zakładania?!- zdziwił się.- Męczyłem się z nią dobre dziesięć minut. Zasługuję co najmniej na sześć na szynach.
- Jutro dam ci sukienkę na sześć. I zobaczymy jak sobie poradzisz. Ale na najwyższą ocenę musi ci to zająć tyle co dzisiaj.
- Według mnie sześć jest za wiedzę ponad programową. Osobiście wolę cię rozbierać.
- Tak, ale w tym masz już wprawę.
- A jaką ocenę dasz mi za to.- zatrzymaliśmy się
Dopiero teraz zauważyłam, że w ogóle szliśmy. Byliśmy po za altanką. Dymitr przyłożył do ust palce i gwizdnął przeciągle. Zza krzaków wyszedł... czarny rumak.
- WOW. Dobra wygrałeś kowboju. Tylko gdzie kapelusz i gwiazda szeryfa.
Dymitr podszedł ze mną do konia i zgrabny ruchem na niego wsiadł. Ja w tym czasie patrzyłam z niedowierzaniem na zwierzę. On lekko tracił mnie nosem, domagając się pieszczot. Pogłaskałam go po chrapach.
- Hej mały. Jak się masz?
Rumak zarżał, jakby zrozumiał i chciał odpowiedzieć "dobrze, tylko czemu on na mnie siedzi?". Uśmiechnęłam się na tą myśl.
- Hej towarzyszu. A on ma jakieś imię?- spojrzałam na Dymitra i zaczęłam się śmiać. Na głowie miał kowbojski kapelusz
- A jakie chciała byś żeby miał?
- Znając ciebie nazwałbyś go Roza.- zaśmiałam się. Obiektowi naszej rozmowy chyba to się nie spodobało.
- Nie ty jesteś jedyna. Nazywa się Gwiazdka.
Teraz nie umiałam powstrzymać śmiechu.
- Uwaga wielki szeryf Bielikow jedzie na swoim dzielnym rumaku Gwiazdce.
- Hej, miałem w tedy dziesięć lat.- Bronił się oburzony. Podprowadził konia bliżej i podał mi rękę. Otrząsnęłam się z szoku, w który wprawiło mnie ostatnie zdanie.
Skorzystałam z pomocy i po chwili patrzyłam na świat z wysokości trzech metrów. Pierwszy raz siedziałam na koniu. Przytuliłam się mocno do ukochanego. On w tym czasie spiął Gwiazdkę i ruszyliśmy stępem po plaży.
- Więc to twój koń?- dopytywałam.
- Tak. Byłem przy jej narodzinach. Kiedyś pracowałem w stajni w Nowosybirsku. Jako wypłaty miałem zniżki na lekcje jazdy konnej. I kiedyś dali mi tą klaczkę. Pokochała mnie od razu.
- Musisz przyznać towarzyszu. Kobiety mają do ciebie słabość.
Gwiazdka zarżała na potwierdzenie moich słów.
- Może i tak, ale ja mam słabość tylko do was dwóch.
Przytuliłam go mocniej.
- Może trochę zaszalejemy dziewczyny.
Klaczy spodobał się ten pomysł, ale ja nie byłam pewna.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Poczekaj chwilę.- mój mąż zszedł z konia i kazał mi usiąść z przodu.
- Dymitr.- powiedziałam niepewna, co chce zrobić. Bałam się, że chce mnie puścić samą, ale ukochany zajął moje poprzednie miejsce i teraz to on mnie obejmował.
- Złap się jej grzywy i trzymaj mocno.
Wykonałam polecenie i już po chwili pędziliśmy galopem przez las. Na początku czułam się trochę niepewna, żeby nie powiedzieć, że się bałam. Dymitr musiał to wyczuć i przytulił mnie mocno. Kiedy znalazłam się w jego objęciach, poczułam się bezpiecznie i pewniej. Powoli wyprostowałam się. Widok był zachwycający. Wiatr grał mi w uszach. Poczułam się taka wolna, że wyciągnęła ręce do góry i zaczęłam krzyczeć jak małe dziecko na karuzeli z konikami. Bielikow trochę się wystraszył i objął mnie tak, żebym nie spadła. Kiedy upewnił się, że nic mi nie grozi, poluźnił trochę uchwyt. Gwiazdka cieszyła się razem ze mną. Gdy ochłonęłam przytuliłam się do szyi konia. Dymitr zwolnił klacz, a następnie ją zatrzymał. Wyprostowałam się i zauważyłam, że jesteśmy na szczycie klifu nad oceanem. Oparłam się o ukochanego, podziwiając widok.
- Podobała się przejażdżka?- spytał.
- Bardzo. To lepsze niż dorożka. Ale dlaczego nigdy nie mówiłeś, że jeździsz konno?
- Nie pytałaś. A gdybym mówił ci o wszystkich moich umiejętnościach, nie byłoby takich niespodzianek. Twoja mina, kiedy zobaczyłaś, była bezcenna.
- To prawda, zaskoczyłeś mnie.
- Mam pomysł na najbliższe dni.- oznajmił zawracając rumaka. Tym razem jednak nie galopowaliśmy.
- A jaki, towarzyszu, bo jestem bardzo ciekawa.
- Będę cię uczył jazdy konnej.- Zaczęłam się śmiać.- Hej, o co chodzi?
- Mam jeździć konno?- spytałam, nie wiem czy bardziej zdziwiona, czy rozbawiona.- I może jeszcze wygram wyścigi?
- Czemu nie. Stworzylibyśmy wspólną kolekcję.
- Nie wiem. Zobaczymy. A co ty na to Gwiazdka?- poklepałam po szyi klacz, która chyba ucieszyła się tym pomysłem.- No dobra. Przegłosowaliście mnie. To kiedy pierwsza lekcja, trenerze.
- Roza, nie nazywaj mnie tak.- pocałował mnie w kark.- Możemy zacząć po obiedzie.
Na samą myśl o jedzeniu zaburczało mi w brzuchu. Dymitr musiał to usłyszeć, bo lekko się zaśmiał, a ja w tym czasie poczułam, że płoną mi policzki.
Gwiazdka się zatrzymała. Rozejrzałam się do około i nie mogłam uwierzyć w niezwykłość tego miejsca. Byliśmy na zacienionej polanie. Na piach drzew i skałach rósł mech. Pojedyncze promienie słoneczne, przemijające się przez liście gęstych koron drzew, dodawały tajemniczości i magi.
- Brakuje tu tylko jaskini z wróżbitką, albo smokiem. To miejsce jest jak wycięte z jakiejś książki o magach i czarodziejach.
- Mało ci jeszcze wróżenia z kart?- Dymitr zgrabnie ześlizgnął się z grzbietu rumaka.
- Nie. Za takie wróżby jak u Rhondy to ja dziękuję.
Przerzuciłam obie nogi w stronę ukochanego i spadłam w jego objęcia. On, korzystając z tego, pocałował mnie namiętnie i postawił na ziemię.
- Kochanie. Przecież wiesz, że ona jest najmniej winna tego co się stało.-Miał rację. Jeśli tak miało być, to Dymitr zamienił by się i bez jej przepowiedni. W tym czasie mój mąż podszedł z powrotem do klaczy.- najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło.
Z juków wyciągnął koc i plecak. Następnie położył to na ziemi i podał mi uprząż.
- Potrzymaj ją przez chwilę.- poprosił. Poklepałam ją po grzbiecie, trzymając mocno lejce.- Spokojnie. Nie ucieknie ci.
Sam zaczął rozpinać rzemienie i paski. W końcu zdjął siodło i jak prawdziwy fachowiec położył na grubej gałęzi.
Następnie odebrał ode mnie Gwiazdkę i podszedł z nią w pobliże strumyka, którego na początku nie zauważyłam. Przywiązał ją do drzewa, tak żeby mogła dosięgnąć dowody. Od razu wyciągnęła szyję i zaczęła żłopać.
- Pij, pij. Zasłużyłaś.- mój ukochany poklepał klacz po grzbiecie, na co ona odezwała się od zaspokajania pragnienia i traciła go nosem. Ten przytulił ją mocno i pozwolił dalej pić. Ja wciąż stałam zauroczona tą sceną.
- Któż by pomyślał, że Wielki Pogromca Strzyg jest taki wrażliwy i opiekuńczy dla innych stworzeń.
- Myślę, że tylko ty.- podszedł i nachylił się do mnie. Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Poczułam na tali jego dłonie. Miałam wrażenie, że tonę w jego objęciach. Był wszędzie we mnie. Jednak po chwili odsunął się. Mimo to dalej czułam jego bliskość. Wiem, że on zawsze będzie przy mnie i będzie mnie pilnować.
____________________________________________
Uwaga!!
I jak niespodzianka dla Rose. Zaskoczeni? Przypominam, albo mówię tym co nie wiedzą. Pod spodem (widok komputerowy) jest ankieta. Proszę o głosowanie. Od was zależy jak będą wyglądały rozdziały. Pozdrawiam:-*

niedziela, 28 lutego 2016

ROZDZIAŁ 67

Siedzieliśmy tak w ciszy, napawając się swoim towarzystwem. Ale jednak męczył mnie mrok. Tyle, że nie mój.
- Dymitr?
- Tak, kochanie?
- Martwię się o Lissę. Przed koronacją mówiła mi, że poradzi sobie z negatywnymi emocjami związanymi z używaniem Ducha, ale ja nie jestem pewna. Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie w śnie?
- Wiele razy spotykałem cię we śnie. O które ci chodzi?- uśmiechnął się do mnie promiennie.
- Myślę, towarzyszu, że doskonale wiesz. I wtedy, gdy powiedzieliśmy, co wyprawia Robert...
- Obiecuję ci,- przerwał mi. Nie lubię tego, ale cóż. Mamy rocznicę i nie będę się wkurzać. - że jeśli jeszcze raz będzie próbował nam zniszczyć życie, nie wiem jak to zrobię, ale znajdę go i uduszę gołymi rękami.- w głosie strażnika wyczułam złość, jad i furię.
Trochę się wystraszyłam. Tylko kilka razy widziałam go w takim stanie. Kiedy groził Wiktorowi, że go zabije jeśli o nas wspomni i o wiele częściej, kiedy był strzygą. Jednak nie dałam tego po sobie poznać. Nie chciałam, żeby on też się wystraszył, albo martwił czy zostało w nim coś ze strzygi. A ja wiedziałam, że nie. Objął mnie na nowo, jakby nigdy nic, a ja wtuliłam się w niego.
- Tak jak mówiłam, zanim mi przerwałeś, Lissa zareagowała agresywnie, jak zawsze pod kontrolą ducha. Boję się o nią, że zrobi coś głupiego sobie lub komuś obok. Już nie mogę brać na siebie jej mroku i brakuje mi pewności, czy zawsze będzie bezpieczna.
- Roza.- westchnął mój ukochany z uśmiechem.- Wśród wszystkiego za co cię kocham, jest chęć pomocy innym. Ale ty chcesz im ulżyć kosztem swojego zdrowia, a nawet życia. To jest odważne, bohaterskie, ale i niebezpieczne. A ja nie wiem co bym zrobił, gdybym miał cię stracić.- po jego policzku spłonęła łza. Szybko jednak ją otarł.- Kocham Cię jak nikogo wcześniej. Jeszcze nigdy nie czułem tego co przy tobie. Na sam twój widok serce mi przyspiesza. A gdy pomyślę, że mogę spędzać z tobą każdą noc mojego życia, muszę się uszczypnąć, aby sprawdzić czy to nie jest sen. Mój świat bez ciebie byłby taki pusty. Przeżyłem wiele rzeczy, wiele ran, ale nigdy nie cierpiałem tak, jak w chwilach, w których cię traciłem.- nachylił się i szepnął mi do ucha. - A najlepsza jesteś w łóżku. To co ze mną robisz, jest niesamowite. Ty jesteś niesamowita. Przy żadnej dziewczynie nie traciłem tak kontroli, jak przy tobie. Dzięki naszym zabawą, dowiaduję się o sobie dużo nowych rzeczy. Wiem, że z tobą nie mam się czego wstydzić. W naszych rozmowach nie istnieją tematy tabu. Za dobrze mnie znasz. Pokazujesz mi rzeczy, na które normalnie nie zwracam uwagi. I dzięki tobie cieszę się światem. Nie wiem jak mogę się za to odwdzięczyć.
- Już mi się odwdzięczyłeś. Zawsze stałeś po mojej stronie, chciałeś dla mnie jak najlepiej, i dałeś mi kochającą rodzinę. No i oczywiście, nauczyłeś mnie walczyć i dbać o bezpieczeństwo królowej. A jeśli chodzi o sprawy łóżkowe mogła bym powiedzieć to samo. No nie licząc tego fragmentu o poprzednich partnerach, bo ty byłeś pierwszy. I bardzo się z tego cieszę.-pocałował go namiętnie.
- Dziękuję Roza.- wyszeptał mi.
- To ja dziękuję.
Nasze usta na nowo się złączyły. Dłońmi błądziłam po jego klatce piersiowej, powoli rozpinając mu guziki. Poczułam jego palce zaciskające się na mojej tali. Nagle leżałam na poduszkach, a nade mną pochylał się mój ukochany. Powoli jeździł ręką po moim udzie, zbierając sukienkę. W tym czasie jego usta zeszły na moją szyję, bo i bez nich miałam problem z normalnym oddychaniem. Chciałam ściągnąć jego koszulkę, ale zabrakło mi świadomości. Dymitr chyba odczytał moje zamiary, bo gdy tylko moja sukienka wylądowała na poduszkach, on pomógł dołączyć do niej swojej koszulce. Kiedy pozbył się wszystkich naszych ubrań, popatrzył się na mnie. W tym czasie ja próbowałam uspokoić oddech. To jak na mnie patrzył, sprawiało, że robiło mi się gorąco. Samym wzrokiem.
- Dymitr, co ty ze mną robisz?- wysapałam, wciąż ciężko dysząc. Teraz w jego oczach widziałam zdziwienie, ale nie ostudziło to jego zapału.
- Ale co ja robię?- spytał zdziwiony.
- Nie ważne.- powiedziałam przyciągając go i wybijając się mocno w jego wargi. Czułam, że chciał protestować i zrozumieć o co mi chodziło, ale po sekundzie zmienił zdanie. Zatopił się w rozkoszy moich pocałunków.
- Roza.- mówił przez resztki świadomość. Po chwili nasze ciała splotły się w miłosnym tańcu. Jedyne co można było usłyszeć, to nasze jęki. No i od czasu do czasu miłosne wyznania Dymitra po rosyjsku. Nie liczy się nic oprócz nas. Od razu zapomniałam o masażu.
Przytuliłam się do ukochanego.
- Ja tiebia liubliu Roza.
- Wiesz co? Kiedy zdecydujesz się na siedzenie ze mną w domu, ale na wcześniej niż siódmy miesiąc nie licz, to będziemy mieć dużo czasu na to, żebyś nauczył mnie rosyjskiego.
- oczywiście Roza, że Cię nauczę, ale jeśli chodzi o urlop to może zostanę przy tobie od powrotu?- uśmiechnął się z prośbą w oczach. 
- O nie, kochany. Będziesz pracował jeszcze przez kilka miesięcy. To twoja praca. Potem będzie kolejny urlop, wyjazd do twojej Krainy Lodu, pewnie opieka nad dzieckiem. Wtedy odpoczniesz od pracy i nacieszysz się mną.
- No dobra, a co powiesz na czwarty?
- Nie.
- piąty?
- Ee.- pokręciłam przecząco głową.
- szósty?
- Hy...- zastanowiłam się i...- nie. 
- sześć i pół?
- Zgoda.- poddałam się. - Może być sześć i pół. Dymitr? Myślisz, że będę strażniczką Lissy?
- Kochanie, przecież już jesteś.
- Tak, ale od razu po tym jak zdrowiałam po postrzale, zaszłam w ciążę. Długo nie będę mogła być strażniczką. Boję się, że rada da mi inny przydział. Mogą uznać, że wyszłam z wprawy. 
- Po tym co ostatnio pokazaliśmy? Skarbie, wszyscy wiedzą, że lepszej ochrony królowa nie może mieć. Nawet jeśli jesteś trochę nieposłuszna i nie opanowana, to i tak nie da się nie zauważyć twoich umiejętności. To twoja przyjaciółka i prawie oddałaś za nią życie. I wiem, że bez wahania zrobiłabyś to znowu.
Leżeliśmy tak w błogiej ciszy, wsłuchani w szum fal.
- Masz jeszcze jakieś atrakcje dla mnie?- spytałam po dłuższym czasie.
- A co nie podoba ci się tu?- Dymitr uśmiechnął się.
- Kochanie znasz mnie. Nie lubię długo siedzieć w jednym miejscu, no chyba, że to sypialnia.- w uszach zadźwięczał mi jego śmiech.
- Och Roza, Roza. Już mnie chyba niczym nie zdziwisz.
- Ty mnie też nie.
- Okey. - uśmiechnął się cwanie.- Podejmuję wyzwanie. Ubieraj się. 

sobota, 27 lutego 2016

ROZDZIAŁ 66

No to macie. Ale będzie trochę krótszy. I czemu, ja się pytam nikt nie powiedział, że nie ma zdjęcia sukienki?Ale już dodałam. Jeśli chce ktoś zobaczyć, to niech wróci. Może jutro tez będzie rozdział, ale (znowu) nic nie obiecuję. życzę miłego czytania, dziękuję za komentarze i proszę o następne. To bardzo motywuje do nie przespanych nocy :-P 
_________________________________________________
Wnętrze wyłożone było tym samym aksamitnym materiałem co wejście do niego. Na wszystkich bokach zawieszone zostały "ściany" o takim samym kolorze, co jego dach. Tylko jedna była odsłonięta- z widokiem na morze. Na czerwonej tkaninie leżały poduszki.
Usiedliśmy na nich, wciąż trzymając się za ręce. Wspominaliśmy dawne czasy i to jak kiedyś patrzyliśmy na pewne sprawy, a jak patrzymy dzisiaj.
- Cieszę się, że to ty nas znalazłeś.- pocałowałam go.
- Ja też.- przysunął się bliżej mnie. Po chwili przerwał ciszę. W jego głosie wyczułam lekkie wahanie, jakby bał się odpowiedzi.- Roza?
- Tak?
- A co myślałaś, kiedy mnie zobaczyłaś? To znaczy o mnie.
- To raczej ja powinnam zadać to pytanie.- roześmiałam się. Jednak po chwili uspokoiłam się i zaczęłam myśleć nad pytaniem.- Co pomyślałam? Od razu zauważyłam twój urok. Ale nie byłam zachwycona tym, że wracamy do akademii, a jeszcze bardziej zdenerwował mnie fakt, że masz pilnować Lissy, że ktoś ma mnie zastąpić. No i jak to ja, wypaliłam jakieś głupstwo, którego później żałowałam.
Tak, tamtego dnia, u naszej kochanej pani dyrektor nazwałam Dymitra "tanią siłą roboczą". A teraz jest moim mężem. Los ma dziwaczne poczucie humoru.
- Ale nie gniewem się na ciebie.- ukochany objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Teraz twoja kolej. Pewnie myślałeś, że jestem jakąś krnąbrną dziewczyną, która uciekła dla zabawy z księżniczką.
- Od samego początku wiedziałem, że masz potencjał i cenisz życie Wasylissy ponad swoje. Wtedy, kiedy zauważyłem na twojej szyi ślady po ugryzieniach zdziwiłem się. Często słyszałem o strażnikach dodających życie za podopiecznych, ale karmienie ich. To było dla mnie nie zrozumiałe. Do dziś na samą myśl o tym, przechodzą mnie ciarki- mimowolnie zatrząsł się.- Ale zrozumiałem, że jest dla ciebie ważna i że możesz być najlepszą kandydatką na jej strażniczkę. A nasze treningi potwierdzały moje przypuszczenia. W moich oczach zyskałaś również, gdy chciałaś z nami walczyć, mimo że z góry było wiadomo kto wygra. Zawsze tak robisz. Stajesz w obronie słabszych i nie liczy się czy masz jakieś szanse. Oni potrzebują pomocy. Nigdy nie spotkałem nikogo, kto byłby tak oddany służbie. Ty nie wierzyłaś w naszą zasadę "Oni są najważniejsi". Ty nią żyłaś. I za to cię kocham
- Tak, ale podczas zajęć polowych, wszyscy uparliście się, żebym w nią zwątpiła.
- Jak to? Kto?
- Ty mówiłeś, że nie powinnam odbierać mroku Lissie. Ambroży pokazał mi, że można żyć inaczej, a ta psycholog, do której musiałam chodzić, zaczęła pytać mnie, co chciałabym robić. Wszyscy chcieli podważyć moje przekonania.
- No a teraz masz to o czym marzyłaś i dalej żyjesz według naszej manty.
- Wiesz odkąd nas przywiozłeś, pokładałeś we mnie duże nadzieje. Wstawiłeś się za mnie, mimo że nie znaliśmy się. Zawsze we mnie wierzyłeś. I mi wierzyłeś, nawet jeśli to było trudne.
- Tobie też byłoby trudno uwierzyć, gdybym powiedział, że widzę duchy.
- Z twoją postawą poważnego strażnika, nikt by ci nie uwierzył, towarzyszu. Ale mimo wszystko, zawsze byłeś przy mnie, wspierałeś mnie. Gdyby nie ty chyba naprawdę zabiłabym Jessego
- Zawsze do usług, gdyby męczył cię mrok.- skłonił lekko głowę, składając mi ukłon i pocałował mnie w dłoń.

piątek, 26 lutego 2016

ROZDZIAŁ 65

**2 tygodnie później**
Kiedy się obudziłam, było już jasno. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszej nocy. Nasze nocne igraszki stają się coraz bardziej "zabawne", jeśli wiecie o co mi chodzi. Dni mijają bardzo szybko. Śniadanie, plaża, może jakiś spacer, obiad, plaża, kolacja, film i sypialnia. Kilka razy byliśmy na siłowni, ale Bielikow pozwolił mi, tylko grać w ping-ponga. Chociaż nie jest tak źle. Wygrałam z nim 4/5 razy. Może dzisiaj pójdę na masaż? Nie, poproszę Dymitra. Powinien się zgodzić.
Ciekawe czemu mnie nie obejmuje. Byłam obrona do niego tyłem, a w takich wypadkach zawsze się do mnie przytula. Chyba już nie śpi. Przeciągnęłam się i postanowiłam się przytulić do ukochanego. Jednak tam, gdzie powinien być jego tors znalazłam pustkę. Moja ręka opadła na materac. Zdziwiona otworzyłam oczy. Byłam sama w pokoju. Miejsce obok mnie było zimne, więc Dymitra nie ma od dawna. Ciekawe gdzie jest? Na szafce po stronie ukochanego leżała kartka. Wzięłam ją i zaczęłam czytać.


Kochanie przykro mi, że nie mogę cię przywitać w ten piękny dzień. Ale nie martw się, spędzimy ten ważny dzień razem. Na krześle leży torba. Zobacz wszystko, co w niej jest. Ale najpierw zjedz śniadanie.
Kocham Cię. Dymitr.

Cały on. Czyli coś przygotował. Chętnie po leżała bym dłużej, ale nie dam mojemu kowbojowi czekać.
Ociężale wstałam i podeszłam do stołu. Kolejna uczta. Ale już się przyzwyczaiłam, że jem jeszcze więcej niż wcześniej.
Po śniadaniu podeszłam do torby, którą wskazał mi w liście mąż. W środku była piękna czerwona sukienka (zdjęcie na dole). Przymierzyłam ją przed lustrem. Pasowała doskonale. Dymitr ma dobre oko do rozmiarów. Zajrzałam z powrotem do torby. Na dnie znalazłam kolejny list i różę.


Mam nadzieję, że pasuje. No i oczywiście piękna róża dla pięknej pani. Ale to tylko jedna. Przy drzwiach jest następna.

Oderwałam się od czytania i spojrzałam w kierunku wyjścia. Racja, z klamki na czerwonej wstążeczce, zwisał równie czerwony kwiat. Wzrokiem powróciłam na kartkę.


Ułożyłem z nich całą trasę. Idź nią, a na miejscu zamknij oczy. Tylko nie podglądaj. Do zobaczenia Roza. Dla mnie to na pewno będzie cudny widok.


Co on znów wykombinował? No dobra. Wyciągnęłam ostrożnie różę z torby i odwiązałam tą z drzwi. Wyszłam z pokoju i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu następnej. Nie zajęło mi to dużo czasu. Kolejna była na stoliku pod lusterkiem. Przeglądnęłam się w nim i zauważyłam, że nie jestem pomalowana. Szybko wróciłam i poszłam do łazienki Tak byłam zaciekawiona podchodami ukochanego, że zapomniałam. Zanim sięgnęłam po kosmetyki, umyłam się i uczesałam. Spięłam włosy w ulubiony sposób Dymitra. Następnie zajęłam się makijażem. Jeszcze perfumy i gotowe.
Wróciłam do trzeciej róży i szłam dalej. Następna była w jadalni, potem została sprawdzona do sali kinowej. Kolejne pięć na korytarzu.  Uzbierał mi się nie mały bukiecik. Jedyna róża w wazonie tulipanów to chyba nie przypadek.
Szłam powoli do każdego miejsca w jakim byliśmy przez te dwa tygodnie. W końcu, szlak kwiatowy wyprowadził mnie z budynku. Na zewnątrz wszystkie róże połączone były wstążką. Postanowiłam obwiązać nią cały bukiet. Ostatnia róża leżała na plaży, przed ścieżką, którą Dymitr sam musiał ją wykonać.
Po obu jej stronach leżały, równo poukładane kamienie. Na białym piasku porozrzucane były płatki róż. Szłam nią przez środek plaży, aż moim oczom ukazał się biały parawan. Taki sam jak na herbatę popołudniową w starych filmach. W ogóle całą ta scena była jak żywcem wyciągnięta z reklamy Raffaello. Na końcu ścieżki, znalazłam ostatnią różę. Leżała na czerwonym, aksamitnym materiale, którym wyłożone było wnętrze namiotu.
Według polecenia ukochanego zamknęłam oczy. Po kilku sekundach usłyszałam ciche kroki, zbliżające się do mnie. Z trudem zignorowałam chęć odwrócenia się i sprawdzenia czy to nie wróg. Cały mój trening opierał się na tym, żeby zawsze być czujnym. Ale teraz mam miesiąc miodowy i jestem bezpieczna w pobliżu mężczyzny mojego życia, który zawsze mnie obroni. Tak, trudno w to uwierzyć, ale ja także potrzebuję ochrony.
Nagle na szyi poczułam coś zimnego, jakiś łańcuszek i ciepłe usta zapinającego mi go. Kiedy naszyjnik zwisał swobodnie na mój dekolt, otworzyłam oczy i obejrzałam go. Był to srebrny medalion w kształcie serca.  Otworzyłam go i w środku zobaczyłam zdjęcie moje, Dymitra, Lissy i Christiana. Odwróciłam się w stronę męża.
- Dziękuję.- powiedziałam po długim i namiętnym pocałunki.- Za wszystko. Dzisiaj, ostatni rok i całe życie przed nami.
- Dla ciebie wszystko Roza.-Znowu mnie pocałował.- Szczęśliwej rocznicy kochanie.
- Dzięki tobie każdy mój dzień jest szczęśliwy.- uśmiechnęłam się, a jego ręce które pod czas pocałunku położył mi na biodrach, opadły na dół i odnalazły moje dłonie. Nasze palce splotły się i podeszliśmy pod baldachim.
____________________________________________________
A oto kolejny rozdział. Jednak nie wiem czy jutro wstawię następny. To zależy czy zdążę napisać. Mam ostatnio dużo nauki (liceum :-P). jeśli napiszę to będzie jeśli nie to poczekacie do niedzieli. No to życzę miłego weekendu. :-*
I dziękuje wszystkim za komentarze[wczoraj został dodany 200-tny( Tak, to twój Ola :-*)].
A oto sukienka.

czwartek, 25 lutego 2016

ROZDZIAŁ 64

Nie wiedziałam co mam robić. Chciałam na niego poczekać, ale śniadanie może mu trochę zająć. Dawniej pewnie odwiedziłabym Liss, ale nie mamy już więzi. Zaczęłam rozglądać się po pokoju. Na ścianie zauważyłam kalendarz. Za dwa tygodnie mamy rocznicę. Wróciłam pamięcią do tamtego dnia.

Dobiegałyśmy do auta, gdy jakiś mężczyzna zagrodził nam drogę. Zatrzymałyśmy się gwałtownie. Odciągnęłam Lissę, szarpiąc ją za ramię. To on, człowiek, którego widziałam przez okno. Sporo od nas starszy, wyglądał na dwadzieścia parę lat. Nie pomyliłam się co do jego wzrostu, mógł mierzyć jakieś sto dziewięćdziesiąt centymetrów. W innych okolicznościach – gdyby nie zamknął nam drogi ucieczki – pomyślałabym, że jest seksowny. Ciemne włosy związane z tyłu i brązowe oczy, a do tego długi płaszcz, coś w rodzaju prochowca.
Jednak w tamtej chwili jego uroda nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Był tylko przeszkodą, nie pozwalał nam wsiąść do samochodu i uciekać. odgłosy kroków za nami przycichły. Mają nas. Czułam, że zbliżają się ze wszystkich stron, osaczają. Boże. Wysłali po nas co najmniej dwunastu strażników. Nawet królowa nie ma takiej świty.
Wpadłam w panikę. Nie myślałam logicznie i zareagowałam instynktownie. Przysunęłam się do Lissy i zasłoniłam ją przed mężczyzną, który dowodził całą bandą.
– Zostawcie ją – warknęłam. – Nie ważcie się jej tknąć.
Miał nieprzenikniony wyraz twarzy, ale wyciągnął do mnie ręce w uspokajającym geście. Poczułam się jak zwierzę przed uśpieniem.
– Nie zrobię wam niczego złego – powiedział i postąpił krok naprzód.
Niedobrze.
Zaatakowałam. skoczyłam na niego. Przerwałam treningi dwa lata temu, po naszej ucieczce. Nie przemyślałam tego ruchu, zadecydował impuls. Ale nie miałam szans. Był doświadczonym strażnikiem, nie wysłali po nas nowicjuszy. A ja wciąż słaniałam się na nogach, bliska omdlenia.
Był szybki. Zapomniałam już, jak sprawni są strażnicy, poruszają się zwinnie jak kobry. Zwalił mnie z nóg jednym błyskawicznym gestem, jakim odpędza się muchę. Straciłam równowagę. Nie sądzę, żeby chciał uderzyć tak mocno. Pewnie zamierzał tylko odsunąć mnie z drogi, ale nie wiedział, w jakim jestem stanie. Ziemia usunęła mi się spod nóg. Za chwilę walnę biodrem o twardy beton chodnika. Będzie bolało. Bardzo.
Nie upadłam.
Strażnik złapał mnie w ostatniej chwili. Kiedy odzyskałam chwiejną równowagę, zauważyłam, że uważnie mi się przygląda. Wpatrywał się w moją szyję. Oszołomienie przytępiło mi zmysły i nie od razu zorientowałam się, na co patrzy. Powoli uniosłam rękę i dotknęłam rany po ugryzieniu Lissy. obejrzałam palce i zobaczyłam na nich plamę ciemnej, gęstej krwi. Zawstydzona, potrząsnęłam głową i zasłoniłam się włosami.
Ciemne oczy mężczyzny spoczywały jeszcze przez chwilę na mojej szyi. Potem spojrzał mi w same źrenice. Wytrzymałam jego wzrok i wyszarpnęłam się z uścisku. Pozwolił na to, chociaż wiedziałam, że ma dość siły, żeby trzymać mnie tu przez całą noc. Walcząc z zawrotami głowy, przyprawiającymi o mdłości, znów przysunęłam się do Lissy, zbierając się do kolejnego ataku. Chwyciła mnie za rękę.
– Rose – powiedziała cicho. – Nie rób tego.
Jej słowa nie zrobiły na mnie wrażenia, ale nakazała mi spokój w myślach. Przesłała mi polecenie przez łączącą nas mentalną pępowinę, a ja nie umiałam się jej oprzeć. Nie używała czaru wpływu, nie mogłaby rzucić go na mnie. A jednak musiałam jej usłuchać. Byłyśmy osaczone i bezbronne. Wiedziałam, że opór nie ma sensu. Czułam, jak opuszcza mnie napięcie. Zostałam pokonana.
Strażnik zauważył, że skapitulowałam. Podszedł teraz do Lissy. Miał spokojną twarz. Złożył jej zgrabny ukłon. Zaskoczyło mnie to, bo był naprawdę wysoki.
– Nazywam się Dymitr Bielikow – powiedział. Wychwyciłam w jego głosie słaby rosyjski akcent. – Przybyłem, by odwieźć panią z powrotem do Akademii Świętego Władimira, księżniczko.

Pomyśleć, że to było rok temu, a ten zabójczo seksowny Rosjanin już jest moim mężem. Ale po tym, co razem przeszliśmy myślę, że nie ma lepszego małżeństwa. 
Moje przemyślenia przerwał ich obiekt.
- Proszę.- położył na łóżku tacę.
Leżały na nim: talerz naleśników, miska jogurtu z owocami, talerz jajecznicy i chyba cały bochenek chleba. Co mnie zdziwiło on miał swój talerz naleśników i kilka kanapek.
- Ja mam to wszystko zjeść sama?- dobra, wiem mam duży apetyt, ale bez przesady.- Dymitr, tyle to my nawet w dwójkę nie jemy.
- Ale ty jesteś w ciąży, a ja mam dwie młodsze siostry i wiem ile moja mama jadła, kiedy była w twoim stanie. Mam nadzieję, że to ci wystarczy.
Teraz chyba naprawdę żartował. Trudno, najwyżej on dokończy. Zaczęłam jeść. 
Nawet nie wiedziałam, jak głodna byłam. O dziwo zjadłam wszystko. Najwidoczniej Dymitr miał rację. Znowu. Powinnam się do tego przyzwyczaić.
- I jak smakowało?- spytał ukochany, z triumfalnym uśmiechem.
- Bardzo. Jesteś cudowny. Wspaniały obrońca, kucharz, tancerz, masażysta. Mogłabym wymieniać dalej, ale mi się nie chce. Jest w ogóle coś, czego nie umiesz? Jesteś prawdziwym bogiem.
- Na pewno jest mnóstwo takich rzeczy, tylko jeszcze ich nie spróbowałem. Może powinienem?- zamyślił się. - Jeśli będę próbował rozwijać swoje talenty, po za walką, chcę żebyś wiedział, że to dzięki tobie. Pokazałaś mi, że nasze życie i pragnienia są równie ważne, co morojów, ale my mamy mniejsze możliwości.
- I tak pewnie będziesz w nie doskonały, jeśli nie najlepszy.- uśmiechnęłam się. 
Przez dłuższy czas patrzyliśmy sobie w oczy. Po chwili, mój Rosjanin wziął nasze tacki i wyszedł. Ale niedługo po tym wrócił.
- To co dzisiaj robimy?- spytał.
Ja tylko odchyliłam kołdrę po jego stronie łóżka i poklepałam materac, zapraszając go do siebie.
- O nie, kochanie.- zaprotestował.- Nie będziemy cały dzień leżeć w łóżku.
- Nie musimy tylko leżeć. Jest mnóstwo innych rzeczy, które możemy robić.- uśmiechnęłam się kusząco.
- Na przykład...- stał nie wzruszony z założonymi rękami. 
- Chodź, to ci pokażę.
Doskonale wiedział do czego piłam. Podszedł do mnie i złożył na moich ustach słodkiego causa. Nie wiele myśląc, pogłębiłam pocałunek, przyciągając go do siebie. Dymitr poddał się pieszczotą, ale odsunął się, kiedy zaczęłam ściągać mu koszulkę.
- Roza, nie teraz.
- A niby czemu nie. Jesteśmy sami, a ty masz zdecydowanie za dużo ubrań na sobie, więc chciałam ci pomóc skarbie.- uśmiechnęłam się głaskać jego brzuch. Jego ciałem wstrząsał śmiech.
- Zbieraj się Rose. Nie będziemy cały dzień siedzieć w pokoju, gdy na dworze taka piękna pogoda.- Jednym ruchem odsłonił zasłony na oknach, wypuszczając do pomieszczenia światło dzienne.
Jasność na chwilę mnie oślepiła. Kiedy otworzyłam oczy napotkałam te cudowne, brązowe tęczówki.- No, kochanie. Wychodź z tego łóżka, bo sam cię wyciągnę.
- Proszę. Pokaż co umiesz.- to może być ciekawe. Na pewno bardzo kuszące. Dymitr wziął mnie na ręce i całują postawił ma podłodze. Patrzył na mnie z pożądaniem. Ale tym razem kontrolował się. Z trudem odwrócił ode mnie wzrok i podszedł do szafy. Chwilę przy niej spędził. Kiedy w końcu do mnie podszedł, w rękach trzymał zwiewną turkusową sukienkę.
- A pozwolisz, że ubiorę jakaś bieliznę?
- Jak nie chcesz, to nie musisz. Mi tam nie będzie przeszkadzać.
- A do łóżka nie dałeś się zaciągnąć.- sięgnęłam po bieliznę, a następnie chciałam wziąć od ukochanego sukienkę. Jednak on nie dał mi jej. Podszedł do mnie i nachylił się w moją stronę. Spodobał mi się ten pomysł. Nasze usta złączyły się. Podczas przerwy między namiętnymi pocałunkami założył mi sukienkę.
- Zazwyczaj mnie rozbierasz, a nie ubierasz, towarzyszu.
- Cóż, niekiedy trzeba wręczać swoją ciężarną żonę i w jednym i drugim.- uśmiechnął się i znowu nasze usta złączyły się. Po tym namiętnym pocałunku, patrzyliśmy sobie w oczy, stykając się czołami.
- Nie rób ze mnie aż takiej kaleki. Ale możesz częściej mnie ubierać. Tylko następnym razem załóż mi sukienkę odpowiednio, a nie tył na przód, dobrze.
Dymitr odsunął się ode mnie i spostrzegł swój błąd. Lekko się za wstydził, co wywołało u mnie napad śmiechu.
- No, towarzyszu. Przynajmniej można sprawdzić twoje umiejętności w drugiej dziedzinie, chyba że mam wszystko robić sama.
- Oczywiście, że nie.- zawstydzenie ustąpił miejsca radości i pożądania.- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Po za tym rozbierać jeszcze cię umiem.
- Ale teraz wyższa szkoła jazdy. Mam sukienkę założoną na odwrót. Czy nasz mistrz rozbierania da radę?
- Zaraz zobaczymy.- przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował. Gdy byłam zajęta pieszczotami, ukochany zaciągnął mi sukienkę, a następnie założył, tym razem dobrze.
- Gratulację strażniku Bielikow. Zdał pan test pozytywnie.- uśmiechnęłam się.- To co teraz robimy.
- Pójdziemy na spacer. - Dymitr pociągnął mnie za rękę i wyszliśmy z pokoju. 

środa, 24 lutego 2016

ROZDZIAŁ 63

Obudziłam się mocno wtulona w ukochanego. On oczywiście już nie spał. Czytał jeden ze swoich westernów. Ziewnęłam ospale wtulając się mocniej w jego nagi tors. Kiedy Dymitr zauważył, że nie śpię, odłożył książkę i złożył na moich ustach słodki pocałunek.
- Dzień dobry, kochanie. Jak się spało?
- Cudownie, bosko. Nie wiem jakie słowa mogą opisać jak się czuję teraz, jak się czułam wczoraj i jak się będę czuć przez najbliższy czas. Jesteś wspaniały. Zaskoczyłeś mnie w nocy.
- To ty jesteś niezwykłą kobietą, Roza. Kocham Cię i chciałem, żebyś poczuła się wyjątkowo.
- Udało ci się.- Dymitr uśmiechnął się i na nowo mnie pocałował. Nagle poczułam, że chce się wyplątać z mojego uścisku. Ale ja tylko przytuliłam się mocniej do niego.- Gdzie się wybierasz, towarzyszu?
- Roza, śniadanie nie zrobi się samo.- naraz pożałowała decyzji odprawienia kucharza.
- Nie jestem głodna. Jedynie spragniona twojej bliskości, więc masz tu zostać.- poczułam, jak w jego piersi rezonuje śmiech.
- Jeszcze ci mało po wczorajszym?
Westchnęłam, udając zniecierpliwienie.
- Dymitr, ile razy mam powtarzać, że ty nigdy mi się nie znudzisz i z tobą nigdy nie będę miała dość.
- Zawsze i codziennie.- nagle znalazł się nade mną i szeptał mi do ucha, kładąc się na mnie.- Uwielbiam, kiedy to mówisz. Uwielbiam każde twoje słowo, każdy śmiech, przypadkowy gest. Wszystko co robisz, jest moją radością. Ty jesteś całym moim światem, wszystkim co utrzymuje mnie przy życiu i za ciebie mógłbym je oddać.
Jego słowa, dłonie błądzące po moim ciele i usta barwiące się moim uchem sprawiały mi przyjemność. wbiłam się mocno w jego usta. Po nocnych igraszkach, byłam nie spragniona, ale wręcz głodna jego bliskości i miłości. Chciałam, żeby jego cała uwaga, zawsze skupiała się tylko na mnie, ale to nie możliwe. Jest jeszcze Christian, służba i wkrótce będą jeszcze dzieci. Ale nie martwi mnie to. Teraz liczy się tylko to, że jesteśmy tu razem, sami, tylko ja i on.
Westchnęłam tęsknie, kiedy Dymitr położył się koło mnie. Moja reakcja sprawiła, że zaczął się śmiać.
- Chyba masz rację. Ty nigdy nie będziesz miała dość.- nadal próbował powstrzymać śmiech, ale nie wychodziło mu to najlepiej.
- A czy ja kiedykolwiek się myliłam?
- Zdarzały się przypadki.- droczył się ze mną.
- Na przykład kiedy?- nie odpuszczałam.
- Na przykład... kiedy...- jąkał się, nie mogąc nic wymyślić. Już szykował się do jakiejś tryumfalnej uwagi, gdy znalazł odpowiedz. A niech to!- kiedy myślałaś, że kocham Taszę i mógłbym cię, dla niej zostawić. Kiedy myślałaś, że można mnie zastąpić...
- Ty też tak myślałeś, w odniesieniu do mojej osoby.- przerwałam mu, broniąc się.
- Nie mówię, że ja mam zawsze rację. Każdy może się pomylić, Roza. Najgorzej, jak ten błąd dostrzeże się z późno. Ale najmniej racji miałaś, w sumie oboje mieliśmy, myśląc, że możemy żyć obok siebie, udając, że poza pracą, nic nas nie łączy. Kocham Cię i cieszę się, że miałem odwagę ci to powiedzieć i poprosić o miłość.- oczywiście chodzi o wspomnienie ze stróżówki.- Teraz jestem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Mimo tylu przeciwności losu jestem tu i tule mój najcenniejszy skarb.
- Dymitr... ja...ja nie wiem co powiedzieć. Wzruszyłeś mnie, zauroczyłeś. To jest słodkie. Nie umiem tego nazwać.
- To nie mów nic.
I tak zrobiłam. W sumie to nie miałam wyjścia, ponieważ moje usta zupełnie zatraciły się w słodyczy i miękkości jego warg. Po tak namiętnym pocałunku, przytuliłam się mocniej do ukochanego. On w tym czasie, objął mnie i przycisnął jeszcze mocniej do siebie, jakby bojąc się, że zaraz gdzieś zniknę. Jednocześnie głaskał mnie po nagich plecach, co jakiś czas, schodząc na moje biodra, a niekiedy, niby przypadkowo, dotykają włosów opadających mi z tyłu. Napawał się ich dotykiem. Uwielbiał je tak samo mocno, jak ja patrzeć w jego cudne, czekoladowe oczy. I teraz w nich tonęłam. Patrzył na mnie wzrokiem pełnym miłości, szczęścia, troski i radości. Ale nie umknęły mojej uwadze błysk pożądania. Jemu też zawsze będzie mało. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszej nocy. On chyba myślał o tym samym, bo szepnął
- Kocham Cię nad życie i nigdy nie chcę cię stracić.
- Nie stracisz. Cokolwiek się stanie, zawsze będę tu.- położyłam dłoń na jego sercu. Poczułam jak szybko bije.
- Roza, moja mała Roza.- uwielbiam jak tak do mnie mówi.
- Niedługo już nie taka mała.- pogłaskałam się po brzuchu. Po chwili na swojej ręce poczułam zaciskającą się, ciepłą dłoń męża.- Pomyśl kochanie. Za osiem miesięcy będziemy rodzicami i na zawsze będziemy razem.
- Oczywiście skarbie.- powinnam się cieszyć, ale nie pozwoliła mi na to jego dziwna nuta w głosie, jakby sam chciał się upewnić, że to jest możliwe. On coś ukrywa.
- Dymitr.- popatrzyłam mu wyzywająco w oczy.- Chciałbyś mi coś powiedzieć?
- Nie, wszystko jest w porządku.- teraz udawał swoją wiarę w te słowa. Ale ja nie dałam się zmylić.
- To ma coś wspólnego z twoją rozmową z Jewą przed wyjazdem, prawda?
- Roza.- wiedział, że mnie nie oszuka.- Nie mogę ci powiedzieć. Nie teraz. Nie chce cię martwić.
- Chodzi o mnie i dziecko?
- Nie mogę. -szepnął smutno. Wiedziałam, że teraz nic z niego nie wyciągnę.
- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.- oznajmiłam.
- Dobrze kochanie, ale po porodzie. Proszę Rose wtedy powiem Ci wszystko, tylko nie teraz.- dodał, widząc moją minę.- Teraz chcę cieszyć się naszym miesiącem miodowym.
Poddałam się. I tak nie zmieni zdania. Wtuliłam się w niego mocniej i poczułam jak się odpręża.
- Miesiąc miodowy. To takie dziwne. Ale tak cudownie dziwne. Jeszcze rok temu nie pomyślałabym, że wyjdę za swojego mentora. W ogóle nie myślałam, że zostanę czyjąkolwiek żoną. A jednak. Ale cieszy mnie to. Kocham Cię.
- Ja ciebie też kochanie. Nie ma słów, mogących wyrazić moje szczęście. To co, przyszła mamusia chce już śniadanko?
- Bardzo chętnie, ale nie chce mi się iść. Poleżmy jeszcze chwilkę.- poprosiłam.
- Mam lepszy pomysł.- wyplątał się z moich objęć. Westchnęłam tęsknie. Uśmiechnął się do mnie, tym zniewalającym uśmiechem.- Spokojnie, zaraz wrócę.
- Liczę na to.
Usłyszałam jego donośny śmiech. Po chwili podszedł do mnie ubrany i złożył na moich ustach słodki pocałunek. Kiedy skończył causa, odsunął się i wyszedł.

wtorek, 23 lutego 2016

ROZDZIAŁ 62

Siedzieliśmy, wtuleni w siebie mocno, co jakiś czas wybuchając śmiechem, a niekiedy Dymitr łaskotał mnie jak opętany, napawając się moim dotykiem. A pod koniec filmu pocałował mnie tak, że mogła zaatakować nas zgraja strzyg, albo nastąpić koniec świata. Nic mnie to nie obchodziło. Nie liczyło się nic, po za nami. To był inny świat. Od jakiegoś czasu siedziałam mu na kolanach, więc nie trudno było mnie pocałować. Nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się w sypialni. Uświadomił mi to dźwięk zamykanych drzwi.
Dymitr chyba przypomniał sobie moje słowa. Ledwo stanęłam na podłodze, rzucił się na mnie i mocno wbił w moje usta. Całował jakbyśmy byli rozdzieleni przez całą wieczność. Bardzo szybko pozbył się mojej sukienki i odsunął się, żeby na mnie popatrzeć. W tym samym czasie, ja zajęłam mu koszulkę, więc też miałam miły widok. Ukochany wpatrywał się we mnie wzrokiem pełnym pożądania. Jednak nie ruszał się. Jego spojrzenie lekko mnie onieśmielało, ale nie dałam tego po sobie poznać. Uśmiechnęłam się uwodzicielsko.
- Czekasz na coś, towarzyszu.
- Po co się spieszyć, skoro mam przyjemność oglądać moją własną boginię w samej bieliźnie. I to jakiej. Ale tak, czekam. A ty doskonale wiesz na co.
Chwilę zajęło mi zrozumienie, o co chodzi mojemu mężowi. No tak! Ważna i nieodłączna część naszego związku.
- Widzisz coś, co ci się podoba?- mój uśmiech stał się teraz kuszący i prowokujący.
- Roza, to co widzę wywołuje u mnie różne emocje.
Na nowo złączyliśmy się w gorącym pocałunku. Powoli szliśmy w stronę łóżka, całując się jak opętani. Przez pewien czas męczyłam się z jego spodniami, ale na pościel padliśmy już w samej bieliźnie. Dymitr jeździł dłońmi po moich plecach, jednocześnie ściągając mój stanik. Moje myśli błądziły za jego dotykiem, że nawet nie pomyślałam o jego bokserkach. Dłońmi zszedł na moje biodra, pochylając się bardziej nade mną. W pocałunki przelewał wszystkie swoje uczucia. Moje palce delektowały się jedwabiście miękkimi kosmykami jego włosów. Jęknęłam cicho kiedy ustami zszedł na moją szyję. Chyba zauważył, że brakuje mi przytomności umysłu na to, żeby go rozebrać, więc zrobił to sam. Ale nie spieszył mu się do moich majtek. Jeździł palcem po moim brzuchu, zbliżając się bardziej lub mniej do krawędzi bielizny. Droga dłoń przesuwała się w górę i dój po moim udzie od tyłu podnosząc mnie lekko. Schodził ustami co raz niżej, aż dołączyły do palca, krążącego teraz przy moim pępku. Ja leżałam na łóżku, a on klęczał na podłodze, między moimi nogami
- Dymitr!- jęknęłam podniecona, wyginając grzbiet lekko w łuk. Na co on czeka. Dłużej nie wytrzymam.
- Spokojnie Roza.- uśmiechnął się na moją reakcję.- Gdzie twoja samokontrola z samolotu.
- A gdzie wtedy była twoja?- oddychałam ciężko.- Po za tym, nagle zachciało ci się uczyć mnie wytrwałości. Nigdy nie byłam w tym dobra. - następny jęk.
- Kochanie chciałbym się jeszcze pobawić, zanim przejdziemy do atrakcji głównej tego wieczoru.- uśmiechnął się cwanie i kusząco. Tak cudownie, że poczułam motylki w brzuchu. Jego obie ręce znalazły się na moim podbrzuszu i złapały brzeg jedynego materiału, jaki na sobie miałam. Powoli zjeżdżał nimi na dół, ciągnąć moje majtki. Patrzył na moją nagość z iskierkami w oczach, a jego dłonie masowały teraz wewnętrzną stronę moich ud. Gdyby nie to, pewnie podniosła bym się na łokciach i nadawała się jego wyglądem. Jednak teraz wszystkie mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa, oprócz ud. Więc leżałam tak z zamkniętymi oczami ,bardziej instynktownie niż świadomie, rozszerzając uda i poddając się narastającej przyjemności. Zauważyłam, nie mam pojęcia jak, zważając na mój stan trzeźwości umysłu, że jego palce krążą niebezpiecznie blisko mojego wejścia. Nagle poczułam...Krzyknęłam lekko przestraszona. Nie spodziewałam się, że posunięcie się do takich rzeczy. Ale moje zaskoczenie znikło szybciej niż się pojawiło i ustąpiło miejsca euforii i podnieceniu.
- Spokojnie Roza. Nic się nie dzieje.- łatwo mu mówić. Ale nie narzekałam. Podobało mi się. 
- O Boże!- jęknęłam po raz kolejny, wyginając się w łuk.
- Mów mi Dymitr.- wiedziałam, że świetnie się bawi.
- Bóg lepiej brzmi, towarzyszu.
Myślałam, że bardziej być podniecona nie mogę. Myliłam się. Uświadomiłam to sobie, gdy wyciągnął palca i złapał mnie za biodra. W tym samym czasie jego usta znalazły się na moim brzuchu i zaczęły piąć się w górę. Na dłuższą chwilę zatrzymały się na moich piersiach, ale w końcu przeszły na szyję, a potem do moich warg. Całował mnie namiętnie. Ale wciąż się nie spieszył. Dzięki niemu zrozumiałam, że nie sex jest najbardziej podniecający, ale oczekiwania na niego podczas gry wstępnej. Po kilku minutach, które dla mnie trwały wieczność, ułożył się wygodnie na mnie, a nasze ciała złączyły się w miłosnym tańcu, wypełnionym pożądaniem i podnieceniem jak jeszcze nigdy.
Zmęczona całą naszą zabawą, usnęłam w jego silnych i bezpiecznych ramionach. Idealne zakończenie idealnego dnia.

poniedziałek, 22 lutego 2016

ROZDZIAŁ 61

Po następnej zabawie w wodzie położyliśmy się na kocach i zaczęliśmy opalać. Przypomniała mi się scena ze snu. Ale to była rzeczywistość.
- Dymitr, posmarujesz mi plecy olejkiem.- podałam ukochanemu butelkę z kremem do opalania. Już po chwili poczułam zimny płyn na skórze i wcierające go ciepłe ręce.- Dziękuję.
- Dla ciebie wszystko, najdroższa.- musnął wargami moje usta.
Leżałam tak i trochę się nudziłam. Dymitr oczywiście miał western. Zauważyłam, że to jeden z tych, które ja mu dałam.
- Masz jeszcze jakieś książki?
Zaczęłam grzebać w torbie, którą wziął z pokoju. Ale były tam tylko opowieści o Dzikim Zachodzie. No trudno. Wyciągnęłam jeden z nich. Lepsze to niż nuda. Usłyszałam cichy chichot ukochanego.
- No co? Nudzi mi się.
- Roza, było powiedzieć. Znalazłbym ci jakieś zajęcie.- szepnął mi do ucha.
- Nie no.- uśmiechnęłam się.- Na pewno masz lepsze rzeczy do robienia, niż zabawianie jakiejś małolaty.
Nagle Dymitr obrócił mnie na plecy i znalazł się nade mną.
- Kochanie moje, nie ma lepszych zajęć, niż spędzanie czasu z tobą.- pocałował mnie namiętnie. Ledwo co się powstrzymałam, od ściągnięcia jego kąpielówek.
- To masz jakieś propozycje?
- Moglibyśmy, hymn... zrobić zamek z piasku.
Myślałam raczej o przytulaniu i całowaniu, ale to też nie jest złe. Albo...
- Mam lepszy pomysł.- popatrzył na mnie zdziwiony.
Przewróciłam go na plecy i usiadłam na nim.
- Roza nie teraz.- szepnął mi.
- Teraz jest najlepsza chwila, towarzyszu.- uśmiechnęłam się cwanie.
Nie wiedział, co chciałam zrobić. Gdyby wiedział, nie pozwoliłby mi na to. Pochyliłam się nad nim, ale zamiast go pocałować, zaczęłam obsypywać piaskiem. Ale na tym nie skończyłam. Kiedy widać było tylko jego głowę, szybko wstałam, przykryłam część ukochanego pod piaskiem kocem i położyłam się, chcąc odpalić plecy.
- Wygodnie ci?- spytał zasypany.
- Bardzo. A co? Przeszkadzam ci?- uśmiechnęłam się słodko, ale i triumfalnie.
- Ty nie. Lubie, kiedy na mnie leżysz, ale wolę jak między nami nie ma piasku ani kocu.
- Na to poczekasz do nocy.- w tym momencie mój mąż postanowił się uwolnić.
- To przestań mnie kusić,- nie wysyłając się za bardzo, zrzucił mnie z siebie i usiadł, otrzymując się z piasku.- bo naprawdę zaraz zaniosę cię do sypialni i nie wypuszczę z niej do jutra. A może i jeszcze dłużej?- zamyślił się.
- Daj mi się chociaż trochę opalić. To będzie dziwne, jeśli po miesiącu na Hawajach wrócę biała. Po za tym, musimy popracować nad twoją samokontrolą.
Resztę dnia siedzieliśmy na plaży. Trochę się opaliłam, Dymitr z resztą też. Razem obejrzeliśmy zachód słońca i wróciliśmy do rezydencji, trzymając się za ręce, jak para nastolatków.
W pokoju postanowiłam opłukać się z piasku. Miałam iść pierwsza, ale po pewnym czasie Bielikow uznał, że bardzo się za mną stęsknił. Tak więc dołączył do mnie pod prysznicem. Nie narzekam, było przyjemnie.
Ukochany uznał, że mam przyjść do jadalni za godzinę. Przez ten czas zdążyłam się wyszykować. Ubrałam fioletową sukienkę do kolan, która pokazywała więcej niż Dymitr chciałby, żeby inni widzieli. Ale jesteśmy sami. Nie powinien się gniewać. Jeszcze tylko makijaż i uczesać się. Kiedy byłam gotowa, dołączyłam do ukochanego.
I znowu świece. Ale teraz dostrzegam w pomieszczeniu kilka wazonów, o dziwo, z różnymi kwiatami. W tle usłyszałam skrzypce.
- Co tak pysznie pachnie?- zwróciłam na siebie uwagę męża.
On spojrzał na mnie i zamarł. Kilka chwil minęło, zanim podszedł i pocałował mnie. Ale co to był za pocałunek. Przelał w niego całe swoje pożądanie podsycone sukienką. Aż zakręciło mi się w głowie. Oddychałam ciężko, kiedy się odsunął.
- Coraz bardziej mnie zaskakuje, Towarzyszu.- próbowałam uspokoić oddech.- Myślałam, że nie mogę cię kochać mocniej, a jednak zawsze robisz coś, co pokazuje, że jednak mogę.
- To samo pomyślałem, kiedy zobaczyłem cię w tej sukience. Nikt inny nie może ciebie w niej widzieć.
- Poczekaj, aż ją ściągnę.- uśmiechnęłam się kusząco, a w oczach Dymitra zobaczyłam błysk pożądania. Znowu mnie pocałował. Wiedziałam, że to go zaciekawi.
Pod spód ubrałam nową bieliznę. Jest czarna z czerwoną koronką, więc tworzy zniewalający efekt z moją jasną skórą i ciemnymi włosami.
Po chwili, Dymitr się opanował.
- To po kolacji Roza.- złapał mnie za rękę i poprowadził do stołu. 
____________________________________________
Hej, mam nadzieję, że rozdział się podoba. Ale oczywiście nie po to piszę. Ostatnio zauważyłam, że spadła mi liczba dziennych wejść, a komentarze zostawiają tylko Mańka, Ola i Mrs. White (pozdrowienia dla nich). Więc jeśli czytasz mojego bloga, to proszę o zostawienie śladu w postaci komentarza. Napiszcie czy wam się podoba i propozycje, co można zmienić lub czego dać więcej. Byłabym wdzięczna za to. Pozdrawiam wszystkich czytelników i liczę na was ;-).